[ Pobierz całość w formacie PDF ]

udając zdemobilizowanego ochotnika, imponując wszystkim dokładnie wyczyszczo-? nymi
oficerskimi butami. -
 Gruby Janek" przepadał gdzieś na całe tygodnie, a  chudy Janek" uczył się wytrwale
krawiectwa, w jakiejś podobno bardzo renomowanej firmie, w Warszawie na Kruczej.
Wracał póznym wieczorem i nawet w niedzielę zaraz po obiedzie jezdził- do swoich nowych
kolegów. Zwiększały się jego zarobki, matka szukała nowego mieszkania, chcąc jak
najszybciej uciec z sutereny.
I my szykowaliśmy się do przeprowadzki. Rodzice rozpoczęli na sąsiednim placu, pod
numerem 17, budowę domu  dwudziestego,, na Stalowej.
Staszek nadal mieszkał na wprost nas, w domu oznaczonym numerem 21. Przed laty,
kiedy poznaliśmy dozorcę, który wraz z synem mieszkał w małej, z desek zbitej komórce,
chodziliśmy po tych| wypalonych pomieszczeniach, oglądając ocalałe piwnice. Gdy na
początku lat dwudziestych dom został odbudowany, w niektórych^ lokalach instalowano
nawet ubikacje, co było dla nas ogromną sensacją i pamiętam, jak syn dozorcy pokazywał
nam te urządzenia  o których pózniej opowiadaliśmy naszym kolegom. A teraz dwa razy
dziennie do wielkiego zbiornika, umieszczonego na strychu, pompowano wodę ze studni.
Nowy dozorca domu kręcił wraz z synem żeliwne koło pompy. Trwało to ponad godzinę,
dom był duży, wielu mieszkało tu lokatorów, a zbiornik stał na wysokości trzeciego piętra.
Pompowano bez zatrzymania, kręcąc kołem w jakimś zaciętym milczeniu. Gdy zbiornik był
już napełniony, nadmiar wody zaczynał się wylewać przez rurkę na podwórko, co było
znakiem do zakoń
czenia tej ciężkiej pracy. Odchodzili od pompy bardzo zmęczeni, siadali na ławeczce pod
ścianą domu, zapalając papierosy. Czy padał deszcz czy śnieg, czy był mróz czy upał 
woda musiała być w zbiorniku, bo przecież lokatorzy płacili wysokie komorne. Obaj
mężczyzni pracowali gdzieś w fabrykach, dozorowanie tego domu było ich dodatkowym
zajęciem. Poza niewielkim wynagrodzeniem mieli mały pokoik z kuchenką w suterenie, a
trzeba wiedzieć, że w tamtym okresie o mieszkanie w Pruszkowie nie było łatwo. Dopiero w
połowie lat trzydziestych w niektórych domach instalowano pompy z silnikiem
elektrycznym.
W odbudowanym domu wszystkie lokale szybko zostały zajęte. Sprowadziło się kilka
rodzin urzędniczych, czekających na mieszkania w Warszawie. Ich dzieci nigdy nie bawiły
się z nami. Ze szkoły wracały prosto do domu, a na spacery wychodziły wyłącznie pod
opieką rodziców lub służących. Okazywaliśmy im swoje lekceważenie, nie zwracając na nich
uwagi. Po prostu nie widzieliśmy ich.
Stopniowo, przez kilka następnych lat, różnice pomiędzy  lepszymi" lokatorami domu
numer 21 a nami zacierały się. Ludzie lepiej sytuowani przeprowadzali się do Warszawy, a
na ich miejsce wprowadzali się inni, o mniej wygórowanych ambicjach, pozbawieni
przesądów klasowych, a poziom życia i kultura mieszkańców naszej dzielnicy stale się
podnosiły.
Dzieci i dorastających chłopców najbardziej w tym domu interesowała trzyosobowa rodzina
 matka z dwiema córkami. Niemłoda już wdowa pochodziła z dalekich kresów, gdzie
zostawiła swój majątek ziemski, szczęśliwie unosząc życie. Opowieści o tym, co przeżyła w
czasie rewolucji, słyszałem nieraz w naszym sklepie. Pracowała wraz z córkami w jakimś
warszawskim biurze. Córki były ładne i bardzo miłe, lubiliśmy je. W soboty i w niedzielę
odwiedzali je młodzi lotnicy  oficerowie z warszawskiego pułku lotniczego. Nosili
rogatywki z żółtym otokiem i długie skórzane płaszcze. Musieli być bardzo zakochani, gdyż
w każdym tygodniu zrzucali z samolotów listy do umiłowanych. Na długim wąskim
woreczku napełnionym piaskiem był wypisany adres, a wewnątrz umieszczano
korespondencję. Gdy ktoś z nas znalazł taki list i oddał adresatce  otrzymywał dwa złote,
co dla dzieci było wtedy ogromną sumą, za którą można było kupić cztery wielkie porcje
lodów lub dziesięć przepysznych ciastek. Aeroplan, jednosilnikowy
górnopłat, tak bardzo się zniżał, ze dokładnie widzieliśmy wychylającego się pilota, w
ogromnych okularach i w skórzanej czapce wciśniętej na głowę, machającego ręką w długiej
rękawicy. Gdy tylko usłyszeliśmy warkot silnika lotniczego, biegliśmy na łąkę za ostatnimi
domami Stalowej. Zakochany lotnik robił kilka okrążeń. Zniżał się niebezpiecznie nad dachy
domów, pozdrawiał machaniem ręki stojącą na balkonie rodzinę i wreszcie, uwzględniając
kierunek wiatru, wyrzucał długi, wężowaty woreczek. Był to dla nas znak do rozpoczęcia
wyścigu, biegliśmy w kierunku, w którym leciała ta niecodzienna miłosna korespondencja.
Nie było wypadku, aby przesyłka nie dotarła do adresatek. Pamiętam, jak pewnego razu zdej-
mowano ją z dachu domu Bułynków, przy Ołówkowej.
Niestety, nie trwało to zbyt długo. Urocze panny powychodziły za mąż, zamieszkały w
Warszawie. Odwiedzały starzejącą się matkę, przyjeżdżając w niedzielę ze swymi mężami
lotnikami.
W suterenie domu numer 21 poza mieszkaniem dozorcy był jeszcze magiel, ustawiony w
dużej izbie z dwoma oknami. Dalej była mała kuchnia i jeszcze pokój z jednym oknem.
Magiel był dosyć skomplikowanym urządzeniem. Należało ręcznie kręcić wielkie koło
napędowe, a wtedy drewniana skrzynia, wyładowana kamieniami, toczyła się nad nawiniętą
na wałki pościelą i bielizną. Gdy z matką przynosiłem pranie do maglowania, patrzyłem
zawsze z dużą ciekawością na pracę magla, pomagałem zwijać wałki i próbowałem kręcić
kołem, co nie zawsze mi się udawało.
Któregoś dnia, oczekując naszej kolejki, poznałem Staszka. Jego matka była właścicielką
magla. Mała, tęga brunetka, o gęstej, obfitej fryzurze, powróciła nie tak dawno z wojennej
wędrówki po Rosji, dokąd wywieziono ich razem z innymi rodzinami kolejarzy. Staszek
urodził się w słynnej z samowarów Tule. Z tamtych lat zapamiętał tylko wielką rzekę Don i
ryby, jakie tam łapano. W drodze powrotnej do kraju zmarł na tyfus plamisty ojciec tej
rodziny. Staszek bardzo szybko znalazł drogę na nasze podwórko  byliśmy najbliższymi
sąsiadami. Gdy tylko trochę się odkarmił i nabrał sił, grał z nami w szmaciankę, ganiał z
kółkiem po okolicznych drogach. Budowaliśmy okręty z kory, z miękkiego lipowego drewna
lub z kasztanów. Gdy spadł deszcz i rynsztokami płynęła spieniona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl