[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwóch świadków oraz trójki dorosłych dzieci państwa Doughalów, aby dopełnić
formalności. Zgodnie z nowymi przepisami prawa osoba zmarła nie dalej jak przed
tygodniem może zostać ożywiona, aby osobiście wydała wszelkie rozporządzenia
dotyczące pozostawionego przez siebie spadku. Dzięki temu Doughalowie
zaoszczędziliby sporo grosza. Pomijając honoraria prawników, ma się rozumieć.
Przy poboczu wąskiej, żwirowej drogi stał sznur samochodów. Mocno stratowały trawę,
ale gdyby wozy zaparkowano na żwirowej drodze, całkiem by ją zablokowały. Ale,
nawiasem mówiąc, kto szwenda się po cmentarnych alejkach o wpół do jedenastej w
nocy? Animatorzy, kapłani voodoo, nastolatkowie palący trawę, nekrofile, sataniści.
Musisz być zrzeszonym członkiem towarzystwa wyznaniowego i mieć specjalne
zezwolenie, aby móc po zmierzchu przebywać na cmentarzu. Albo być animatorem. My
nie potrzebowaliśmy zezwoleń. Przede wszystkim dlatego, że nie postrzegano nas jako
oszołomów składających ofiary z ludzi. Wystarczyło zaledwie parę czarnych owiec, aby
wszyscy wyznawcy voodoo zyskali sobie złą renomę. Jako chrześcijanka nie przepadam
za wyznawcami satanizmu. Bądz co bądz to ci, co stoją po przeciwnej stronie barykady,
nieprawdaż?
Poczułam to, gdy tylko postawiłam stopy na żwirze. Magia. Ktoś próbował ożywiać
umarłych i ten ktoś był niedaleko.
%7łółtodziób przywołał już dwóch zombi. Czy mógł ożywić trzeciego? Charles i Jamison
potrafili w ciągu jednego wieczoru ożywić zaledwie po dwóch. Gdzie Bert tak szybko
znalazł kogoś równie utalentowanego?
Minęłam pięć aut, nie licząc mojego. Wokół grobu stało około dwunastu osób. Kobiety w
kostiumach, mężczyzni w garniturach. Zdumiewające, ilu ludzi ubiera się elegancko, idąc
na cmentarz. Większość przychodzi tu tylko z jednego powodu: na pogrzeb. Przeważnie
ubierają się w elegancką czerń.
Po chwili dobiegł mnie donośny męski głos, powtarzający:
- Powstań, Andrew Doughalu. Przybądz do nas, Andrew Doughalu. Przyjdz do nas.
Magia nagromadzona w powietrzu napierała na mnie jak niewidzialna ściana. Aż trudno
było oddychać. Przepełniała przestrzeń wokoło, ale choć silna, brakowało jej pewności.
111
Czułam to wahanie jak podmuch chłodnego powietrza. Kiedyś będzie potężny, ale był
jeszcze młody.
Jego magii brakowało dyscypliny i odpowiedniego treningu. Jeżeli miał więcej niż
dwadzieścia jeden lat, zjem swój kapelusz.
Stanęłam z dala, pod jednym z wysokich drzew. Animator był niski, zaledwie o jakieś pięć
centymetrów wyższy ode mnie, mierzył góra metr sześćdziesiąt dwa. Nosił białą koszulę
i czarne spodnie z materiału. Zaschnięta krew tworzyła już na koszuli niemal czarne
plamy. Będę musiała nauczyć go, jak ma się ubierać. Tak jak mnie nauczył tego Manny.
Ożywianie zmarłych to w dalszym ciągu fach oparty na nieformalnym związku mistrz-
uczeń. Nie uczą tego na studiach czy specjalnych kursach.
Wydawał się bardzo gorliwy, gdy tak stał, przywołując z grobu Andrew Doughala. Przy
mogile stała gromadka prawników i krewnych zmarłego. W kręgu, obok nowego
animatora nie było członka rodziny. Zazwyczaj każesz stanąć za nagrobkiem krewnemu
drogiego nieobecnego, aby on lub ona mogli przejąć kontrolę nad zombi. W tej sytuacji
jedynie animator mógł nad nim zapanować. To nie było przeoczenie, takie były wymogi
prawa. Zmarli mogli być ożywiani i nakłaniani do wyrażenia ustnie swej ostatecznej woli,
ale tylko w sytuacji, gdy kontrolę nad nim sprawował animator lub jakaś neutralna osoba
trzecia.
Pagórek kwiatów zatrząsł się i z ziemi wyłoniła się blada dłoń, gorączkowo zaciskając
palce. Po chwili były już dwie dłonie i czubek głowy. Zombi wysuwał się z mogiły, jakby
wyciągały go stamtąd niewidzialne sznurki.
Nowy animator zachwiał się. Ukląkł na miękkiej ziemi wśród zwiędłych kwiatów. Magia
osłabła, straciła moc. Animator ugryzł więcej, niż był w stanie przełknąć. O jednego
zombi za dużo. Truposz wciąż wypełzał z mogiły. Nadal próbował uwolnić nogi, ale nikt
go już nie kontrolował. Lawrence Kirkland przywołał nieboszczyka, lecz nie potrafił nad
nim zapanować. Zombi prawie wydostał się z grobu, ale nie podlegał niczyjej władzy. Nie
został spętany mocą animatora. To właśnie tacy jak ten zombi, pozbawiony wszelkiej
kontroli, przydawali naszej profesji złej renomy. Jeden z adwokatów zapytał:
- Nic panu nie jest?
Lawrence Kirkland pokiwał głową, ale był zbyt wyczerpany, aby móc mówić. Czy w ogóle
zdawał sobie sprawę, co się stało? Czy wiedział, co zrobił? Chyba nie. Nie był
dostatecznie przerażony. Podeszłam do grupki zebranej przy grobie.
- Nie mogliśmy się pani doczekać, panno Blake - rzekł jeden z adwokatów. - Pani...
współpracownik wydaje się być w kiepskiej formie.
Posłałam im szeroki, zawodowy uśmiech. Nic złego się nie dzieje. Ten zombi nie wyrwie
się z kręgu i nie zacznie szaleć. Możecie mi zaufać. Podeszłam do granicy krwawego
kręgu. Poczułam, że mnie od siebie odpycha. To było jak podmuch wiatru. Krąg został
zamknięty, a ja byłam na zewnątrz. Nie wejdę do środka, dopóki Lawrence sam mnie nie
wpuści. Tymczasem młody osunął się na czworakach, jego dłonie znikły wśród kwiatów
pokrywających mogiłę. Głowę zwiesił nisko, jakby był zbyt wyczerpany, aby ją unieść.
Zapewne tak właśnie było.
- Lawrensie - przemówiłam półgłosem. - Lawrensie Kirklandzie.
112
Powoli, jak w zwolnionym tempie odwrócił głowę. Nawet w ciemnościach dostrzegłam w
jego bladych oczach potworne zmęczenie. Trzęsły mu się ręce. Boże, dopomóż nam.
Wychyliłam się w jego stronę, aby zebrani przy mogile nie usłyszeli moich słów.
Spróbujemy tak długo, jak się da, zachować pozory spokoju. Niech klientka myśli, że
wszystko jest w jak najlepszym porządku. Może się uda. Jeśli los będzie nam sprzyjał,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]