[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spotkanie z tobą mi nie zaszkodzi.
82
Jackie Braun
Michael odchrząknął.
- A propos, Sam. Zastanawiam się, czy powinienem przeprosić.
- Za co?
- Za ten pocałunek
- Ojej, Michael, nie było tak zle. Wybuchnął śmiechem.
- Och, stać mnie na więcej, znacznie więcej. Jak zresztą doskonale wiesz. Czyli jesteśmy umówieni?
Na kolację, nie na to drugie?
- Przepraszam, ale dzisiaj nie mam czasu. - Odczekała chwilę. - Ani na jedno, ani na drugie.
- Rozumiem. - Naprawdę tak było. Wyobraził sobie Sam, śliczną jak zwykle, która wychodzi z kimś
innym. Innym mężczyzną. Innym mężczyzną, który kładzie jej ręce na biodrach, a jego wargi wędrują
po jej nagiej...
- Jadę po pracy do Sonyi. - Jej słowa rozwiały obraz. Odetchnął głęboko.
- Może potrzebujesz towarzystwa? Zaskoczył ją.
- Chcesz ze mną jechać? Znów ją odwiedzić?
- Tak. - Bolał go widok Sonyi, ale naprawdę chciał ją ponownie zobaczyć. Tak jak Sam, chciał
wierzyć, że w jakiś sposób ona dostrzega, że Michael tam jest, siedzi przy niej, rozmawia za nich
oboje i trzyma ją za rękę. Co więcej, nie chciał, by Sam jechała sama. - Możemy wziąć porsche. Może
pozwolę ci prowadzić...
- Czy to oznacza, że znów zjemy w Casablance?
- Tylko jeśli chcesz.
Wydała z siebie seksowny szemrzący odgłos, od którego zaschło mu w gardle.
Siedem lat marzeń
83
- Nie dzisiaj. Może zjemy coś szybkiego przed wyjazdem z miasta? Mam ochotę na tajską kuchnię. A
ty?
- Jasne, ale co z godzinami odwiedzin? Nie zamkną ośrodka, zanim zdążymy zjeść?
-Nie. Pielęgniarki są bardzo elastyczne, jeśli w grę wchodzą odwiedziny rodzin. Jeśli wyjdę przed
dziewiątą trzydzieści, nie będą narzekać, że pózno przyszliśmy.
- Dobrze, czyli tajskie jedzenie. Znam jedno fajne miejsce - zaczął, a w tej samej chwili Sam
powiedziała:
- Od jakiegoś czasu chciałam spróbować...
- Przepraszam, co mówiłaś?
- Jest jedna stosunkowo nowa restauracja, do której chciałam pójść, ale moi znajomi nie przepadają za
tajską kuchnią. - Pamiętała, że z Michaelem było inaczej. - Możemy też pójść do tego miejsca, o
którym ty wspomniałeś. Gdzie ono jest?
- Kilka przecznic od Muzeum Guggenheima. Roześmiała się.
- Właśnie o tej restauracji myślałam. Chyba nadajemy na tej samej fali.
Zawsze tak było, gdy się spotykali. Kończyli za siebie zdania. Czasami Michael był gotów przysiąc,
że ona ma wgląd w jego myśli, a on w jej, co po latach brzmiało paradoksalnie, biorąc pod uwagę fakt,
że o ich rozstaniu zadecydował brak porozumienia.
- O której mam po ciebie wpaść? I gdzie? Do biura? Czy musisz najpierw wrócić do mieszkania? -
zapytał.
- A może spotkamy się w restauracji o piątej trzydzieści? Zadzwonię i zarezerwuję stolik
- Boisz się, że Randolph zobaczy, jak się... bratamy?
- W zasadzie robię to dla środowiska. Jechałbyś okrężną drogą, gdybyś chciał mnie odebrać z firmy.
84
Jackie Braun
Michaela nie przekonała ta wymówka, ale postanowił nie drążyć tematu. Jemu także nie spieszyło się
do ponownego spotkania z człowiekiem, który kiedyś miał zostać jego teściem.
- Do zobaczenia o wpół do szóstej.
Sam wyłączyła komputer i wkładała właśnie marynarkę, szczęśliwa, że udało jej się skończyć o
czasie, gdy do jej gabinetu wkroczył Randolph.
- Jaki jest status projektu dla Herrimana? - zapytał, nawet się z nią nie witając.
Sam spojrzała na zegarek. Będzie się musiała naprawdę sprężać, by dotrzeć do restauracji na czas,
zwłaszcza jeśli nie uda się jej od razu złapać taksówki.
- Czy to nie może poczekać do jutra, tato? Muszę wyjść.
- Jedziesz do Sonyi?
- Tak. - Nigdy nie umiała kłamać ani pomijać niewygodnych faktów. - Ale najpierw zjem kolację.
Umówiłam się z Michaelem.
- Michaelem Lewisem? - Randolph dosłownie wypluł to imię. - Kiedy to się stało?
Sam włożyła do aktówki plik dokumentów i udała zdziwienie.
- Kiedy co się stało?
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Dobry Boże, Sam! -wybuchnął. - Nie mogę uwierzyć w to, że znów
spotykasz się z tym człowiekiem.
- Nie spotykam się z Michaelem. Nie w tym sensie. My tylko... - Pocałunek sprawił, że nie mogła
powiedzieć, że się przyjaznią. Przyjaciele nie całują się w ten sposób. Ani nie odpowiadają na
pocałunek w uniesieniu.
Siedem lat marzeń
85
- Nie widzisz, co on knuje? Odebrałaś mu klienta, prawie dwóch, jeśli wziąć pod uwagę tę firmę od
zegarków. Wierz mi. On coś kombinuje.
- Niby co, chce moich klientów? - Roześmiała się. -Jasne, że chce. Nie ma nic nieetycznego w zwykłej
rywalizacji.
Ta uwaga nie uspokoiła Randolpha.
- Powiedz mi, że nie podzieliłaś się z nim informacjami o Herrimanie.
- No wiesz! Nie jestem głupia. I Michael oczywiście również nie. Nie zdziwiłabym się, gdyby o tym
wiedział. Pewnie połowa agencji z Manhattanu już zarzuca przynętę na Herrimana. - Posłała ojcu
zimne spojrzenie. - Ale ja nie mam zamiaru pozwolić, żeby ten kontrakt zdobył ktokolwiek inny niż
Bradford.
Randolph kiwnął głową bez przekonania.
- Wez pod uwagę moje rady, Sam, i strzeż się ciosu w plecy. Nie ufaj mu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]