[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypominające jej smutną młodość; stare knajpy, do których chodziła młodzież, wyglądały
obskurnie - na miejscu kilku z nich dawno zbudowano nowe. Niektóre przerobiono lub sprzedano
do innych celów.
Teraz spodziewała się podobnego wrażenia. Wjechali do miasta i Kate odważyła się wyjrzeć przez
okno. W powietrzu furkotały niebieskie markizy. Kawiarniane stoliki stały przed nową cukiernią,
obok był bar kawowy, a po drugiej stronie delikatesy.
- O rany! - powiedziała cicho.
- Dużo się zmieniło.
Zerknęła na Jake a. Jego ponury głos zdziwił ją.
- Coś nie tak?
Wzruszył ramionami i nic nie powiedział. Nie potrafił się przyznać, że przyjazd do Lakehaven
przypominał mu najgorsze chwile z przeszłości. Za każdym razem, kiedy odwiedzał rodziców, a
robił to rzadko, czuł się, jakby coś go dusiło za gardło. Nie zwierzył się Kate, gdyż chciał, żeby z
nim pojechała, ale nie znosił wizyt w rodzinnym domu.
Zatrzymali się i Kate przełknęła ślinę w zaschniętym gardle. Dom wyglądał tak samo jak przed
laty; wielki i zimny. Zerknęła na obudowaną cegłami betonową krętą ścieżkę prowadzącą od
półkolistego podjazdu do domku gościnnego w południowej części posiadłości.
- Może pójdziemy tam - zaproponował Jake z uśmiechem. - Chociaż nie mamy ani koca ani
śpiworów.
- Czuję się tak jak za dawnych lat. - Kate spojrzała na niego niespokojnie. Jake westchnął i ujął ją
za podbródek. Pomasował lekko.
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił.
Kate ani trochę mu nie uwierzyła. Dawno temu Talbotowie potraktowali ją z góry, jak kogoś
gorszego. Upływ czasu nie sprawił, że zapomniała, jak załamana czuła się tamtego dnia.
Podeszli do drzwi. Jake utykał trochę. Stali pełni napięcia na ganku oświetlonym dwoma
latarniami. Jake nacisnął dzwonek, którego echo rozeszło się po domu, a Kate zadygotała.
- Chodz tutaj. - Objął ją. Chciała się ukryć za nim, ale odgłos ciężkich kroków za drzwiami
sprawił, że się opanowała i zrobiła tylko krok w bok.
Phillip Talbot senior otworzył. Popatrzył na Kate zdziwiony i po chwili rozpromienił się na widok
syna.
- Jacob, dobrze, że jesteś. Matka martwiła się, że już nigdy nie przyjedziesz.
- Powiedziałem, że będę o siódmej - odpowiedział opryskliwie.
- Cóż, wiesz, jaka ona jest. Od piątej na ciebie czeka, synu. - Wyciągnął rękę do Kate i powiedział:
- Nie spodziewałem się, że Jake przyprowadzi taką piękną towarzyszkę. Jestem Phillip Talbot.
- Miło mi pana poznać. - Kate uścisnęła jego dłoń i popatrzyła przerażona na Jake a.
- Tato, to jest Kate Rose. Spotkaliście się już kiedyś - oznajmił cicho.
- Naprawdę? - Stary mężczyzna przyjrzał się jej uważnie.
- Chodziliśmy razem do szkoły - wyjaśnił Jake.
Phillip zmarszczył brwi, ale nie mógł sobie jej przypomnieć. Trudno. Kiedy weszli do pokoju
dziennego, gdzie wieki temu stała sama naprzeciw obojga rodziców Jake a, Kate oblała się zimnym
potem i zrobiło jej się słabo.
Marilyn Talbot zestarzała się. Zresztą jej mąż także. Kate zauważyła to, kiedy znalezli się w jasno
oświetlonym salonie. Marilyn przyglądała się jej przez półkoliste okulary. Na twarzy miała
zmarszczki, a włosy, dawniej brązowe, mocno posiwiały.
Phillip był całkiem siwy, a jego mięsista szczęka wyglądała teraz jak podgardle. Utył przez te
wszystkie lata, ale gdy zajął miejsce przed kominkiem, Kate miała wrażenie, że cofnęła się w
czasie.
- Dobry wieczór - powiedziała Marilyn ostro i przewierciła ją wzrokiem. Głośno westchnęła.
Oczywiście pamiętała Kate, Phillip nie musiał jej przypominać.
- To jest Kate Rose. Jacob mówi, że się znamy, ale niestety nie pamiętam - powiedział.
- A ja tak. - Marilyn uśmiechnęła się kwaśno, ale miała zbyt dobre maniery, aby nie podać Kate
ręki na powitanie. - Napijecie się czegoś? - Podeszła do małego stolika, który służył za barek, i
nalała sobie szkocką. Coś podobnego widzę dopiero drugi raz w życiu, pomyślał Jake. Talbot senior
poprosił o to samo, a Jake nalał dwa kieliszki brandy.
Kiedy podawał jeden Kate, zasłonił ją i na chwilę poczuła się, jakby byli sami. Mrugnął do niej,
chcąc dodać jej otuchy. Uśmiechnęła się z trudem, ale nieszczerze. Musiała natychmiast wziąć się
w garść.
- Słyszeliśmy o wybuchu. Na pewno nic ci się nie stało? - Marilyn zwróciła się do Jake a.
- Na szczęście nikt nie został poważnie poszkodowany, ale nie wiem, co będzie następnym razem.
- Jak to następnym razem? - zażądał wyjaśnień ojciec.
Jake kiwnął głową.
- Opowiem wam wszystko pózniej.
- A co u ciebie, Kate? - zapytała Marilyn, siadając. Palce z całej siły zacisnęła na szklance.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała z wysiłkiem.
- Kiedy się poznaliśmy?-pytał Phillip, roztargniony. Myślami był przy wydarzeniach
poprzedniego dnia.
Marilyn rzuciła mu chłodne spojrzenie. Jake odpowiedział za nią.
- Kate i ja byliśmy parą w szkolnych czasach. Wyjechałem kiedyś na wakacje i to zrujnowało
nasze małżeńskie plany. - Mówił spokojnie, ale Marilyn zacisnęła usta.
- Och. - Phillip skrzywił się jeszcze bardziej.
- Podobno wyszłaś za mąż? - spytała dociekliwie Marilyn.
- Mój mąż zmarł pół roku temu. - Słowa uwięzły Kate w gardle. Bała się, że pot zacznie lać się jej
po twarzy i kapać na ubranie. Spodziewała się, że będzie okropnie, ale nie miała pojęcia, że poczuje
się aż tak niezręcznie.
- No cóż... - mruknęła Marilyn.
Jake westchnął. Było mu żal matki. Tkwiła z własnej woli w ograniczeniach etykiety.
- Kate i ja pobieramy się - oznajmił, szokując wszystkich obecnych, z Kate włącznie.
- O mój Boże! - Marilyn pobladła na twarzy.
Phillip popatrzył zdziwiony. Nie pamiętał Kate zbyt dobrze, więc nie był do niej uprzedzony, ale wyznanie
syna było nieoczekiwane.
Kate nie mogła przytomnie myśleć. Cała scena była nierealna. Nie spodziewała się, że Jake okaże [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl