[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bawił się kawałkami blachy.
Pan Tomasz podszedł do niego.
- Widziałeś człowieka, który wszedł tu przed chwilą? - zagadnął przyjaznie.
Chłopiec obrzucił go wrogim spojrzeniem.
- Dziesięć złotych - rzucił bez namysłu.
- Pięć - zaproponował muzealnik.
Chłopaczek poskrobał się po głowie: widać nie w smak było mu targowanie.
- Siedem - obni\ył cenę.
- Dobra.
Pan Tomasz z westchnieniem odliczył mu bilonem \ądaną kwotę.
- Facet przyjechał zza granicy, pewnie jest szpiegiem. Mówi po naszemu, ale z
akcentem. Wynajął pokój pod siódemką. Wczoraj gadał z takim starszym gościem, który
przyjechał zielonym du\ym fiatem. I wrócił do domu dopiero nad ranem, niosąc
spadochron.
- Spadochron? - zdumiał się muzealnik.
- A mo\e to namiot był - mały detektyw na chwilę stracił pewność siebie. - Kolorowe,
z materiału i oplatane linkami. Mo\e namiot... - powtórzył.
- I co jeszcze o nim wiesz?
- Lubi muzykę... Ciągle słychać u niego jakieś takie rzępolenie... Na skrzypcach czy
czymś takim...
- Bardzo mi pomogłeś - ucieszył się Pan Samochodzik i zanurkował do klatki.
Drugie piętro, w zasadzie zaadaptowane poddasze... Drzwi.
- No, mam cię, ptaszku - pomyślał ucieszony i naraz przyszła refleksja.
Co te\ on najlepszego robi?! Samemu próbuje łapać przestępcę? Przecie\ od tego typu
roboty ma Pawła, a poza tym... Tym się powinna zająć policja...
Wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Odwrócił się w stronę światła i zaczął wybierać
numer. Drzwi cicho skrzypnęły i zapadła ciemność.
***
Dół koło ściany kościoła powoli wypełniał się ziemią. Kiedy znowu ktoś zobaczy te
cegły? Za sto lat, a mo\e pięćset... Studenci skopali całą powierzchnię wykopu na sztych
i teraz doczyszczali przed wykonaniem dokumentacji. Zało\yłem na uszy słuchawki i
przeszedłem się po dnie transzei. W połowie długości przecinały ją dwa murki, grube na
jedną cegłę. Na południowym końcu w profilu pojawiły się granitowe otoczaki, tworzące
poziomą warstwę. Pomiędzy murkami wykrywacz zasygnalizował obecność czegoś
metalowego. Podobny sygnał miałem na początku, niedaleko naszego wcześniejszego
wykopu.
57
Byliśmy ciekawi, co te\ kryło się pod powierzchnią, ale nigdzie nam się nie spieszyło.
Zdejmiemy ziemię warstwa po warstwie i odnajdziemy to, co dawało sygnał.
Podniosłem ułamek szklanej butelki z tłoczonym gotyckim napisem.
- Jaka wiekowa, stare napisy, średniowiecze - za\artował Piotrek.
- Niemiecka z czasów okupacji - zidentyfikowałem. - Chyba po lekarstwach. Jesteśmy
metr poni\ej chodnika, a zaledwie 60 lat w głąb czasu.
- To mogą być warstwy niwelacyjne i zasypiskowe z okresu powojennego - powiedział
doktor pojawiając się na krawędzi wykopu. - Splantowano wtedy cały ten teren, aby
wytyczyć plac i kwietniki. Zobaczymy, co będzie głębiej.
Wdrapałem się na górę i przeszedłem do wykopu Gosi, biegnącego równolegle trzy
metry dalej. Sądziłem, \e zagadkowe murki mogą się ciągnąć ze wschodu na zachód, ale
w jej wykopie nie było po nich \adnego śladu.
- O, sąsiad - ucieszyła się na mój widok. - Mamy coś ciekawego...
Zszedłem do niej. Kopała w towarzystwie jeszcze kilku studentów, których nie znałem.
Wskazała mi gestem nieregularną plamę ciemnego koloru.
- Dół na odpadki - wyjaśniła. - Znalezliśmy w nim monetę z 1812 roku i coś takiego -
podała mi połówkę naczynia o charakterystycznym kształcie, wykonanego z dobrze
wypalonej, siwej gliny.
- Wygląda jak bańka lekarska, taka do stawiania na plecach - powiedziałem nieco
zaskoczony.
- Bo to jest bańka lekarska.
- Do tej pory widziałem tylko szklane, a i te bardzo dawno temu... Nie wiem, czy ktoś
ich jeszcze u\ywa. Parę razy i mnie je stawiano.
- Mnie ju\ nie. Ale w domu były - przyznała. - Liczymy, \e znajdziemy drugą
połówkę, wtedy będzie mo\na dokonać rekonstrukcji... Doktor ma nadzieję, \e urząd
miasta da mu salę na wystawę powykopaliskową. Byłby to ciekawy zabytek. Mamy te\
ły\eczkę takiego typu, jakich u\ywano dawniej w aptekach.
- Mo\e więc mieszkał tu jakiś lekarz? - poskrobałem się po głowie.
- Kto wie. Zobaczymy, co jeszcze uda się znalezć. Przy zdejmowaniu chodnika
znaleziono dłutko dentystyczne. Wyglądało doprawdy drastycznie...
Wróciłem do swojego wykopu. Na ulicy za siatką zatrzymał się radiowóz. Wysiadł z
niego nadkomisarz.
- Panie Pawle! - zawołał. - Poproszę na chwilę do mnie. Musimy zamienić kilka słów.
Odło\yłem szpadel i poszedłem naokoło przez furtkę. Radiowóz pojechał, ale policjant
czekał na mnie przed sklepem.
- Coś się stało? - zaniepokoiłem się. - Ma pan powa\ną minę...
- Ano tak jakby - powiedział z frasunkiem. - Litwin uderzył znowu.
- W biały dzień?!
- Nie, dzisiejszej nocy. Włamał się do miejscowego antykwariusza i ukradł... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl