[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na ostatnich stronach notesu poświęconego sprawie Mortimerów Higgins wypisał
wszystko to, co przed nim ukryto, a co mimo to znalazł; odpowiedzi, których mu nie
udzielono, a które powinien był otrzymać; pominięcia tak wielkie, że stawały się kłam-
stwami; drobne szczegóły, które, złożone, okazywały się rewelacją. Z całej tej łamigłów-
ki, z tego tygla alchemika powinno wyłonić się nazwisko zabójcy.
Ale nic takiego się nie zdarzyło.
Każda z wymienionych osób znalazła miejsce w narysowanej przez Higginsa ta-
beli. Połączone były między sobą strzałkami według swoich sympatii lub antypa-
tii. Oczywiście, trzeba jeszcze dorzucić kilka uściśleń, sprawdzić parę szczegółów pod
kątem ostatnio zebranych informacji. Ale i to nie dawało żadnego ostatecznego obrazu.
Wszystko było przed jego oczami, a on nic nie widział.
Powoli przesuwał palcem po kolejnych nazwiskach, od góry do dołu i z dołu do góry,
i od nowa. Nagle poczuł, że Trafalgar gryzie go lekko w lewą rękę. Może się Bóg wie na
co rozzłościł, a może... chciał zwrócić uwagę na nazwisko znajdujące się w tej chwili
pod palcem byłego głównego inspektora.
Byłoby to nadzwyczajne, Trafalgarze, ponieważ trzeba by...
Samopoczucie Higginsa znacznie się poprawiło. Doznał olśnienia. Kawałki mozaiki
zaczynały do siebie pasować. Wszystko się zgadzało.
Inspektor poczuł, że teraz może sobie pozwolić na kroplę Royal Salut . Znał już na-
zwisko zabójcy Frances Mortimer.
Rozdział XVII
Rano, około godziny jedenastej, osłabiony jeszcze gorączką Higgins wszedł do bu-
dynku przy Haymarket. Przy tej starej ulicy tłoczyły się małe sklepiki, kioski z pamiąt-
kami i warsztaty rzemieślników o wątpliwych gustach. Higginsa dziwiło, jak klasyczny
Burberry i Friburg & Treyer , najstarsi sprzedawcy tytoniu w stolicy, mogli przetrwać
w takim otoczeniu.
O ile zewnętrzna część budynku była w opłakanym stanie, o tyle wnętrze było luk-
susowe. Wyciszona atmosfera, u podnóża schodów kandelabry, najnowocześniejsza
winda. Trzy piętra zajmowała agencja, Top-Model , której adres Higgins znalazł na wi-
zytówce zabranej dyskretnie z pokoju 215 hotelu Bellevue , zamieszkanego przez na-
uczyciela Frances Mortimer. Budując pewne teorie, przyszedł tutaj, aby je sprawdzić.
Biura agencji znajdowały się na pierwszym piętrze. Higgins zrezygnował z windy
i poszedł schodami. Drzwi były bogato zdobione złoceniami i rzezbionymi w stiuku
aniołkami. Otworzyła mu powabna osoba płci pięknej, ubrana w kostiumik koloru je-
siennych liści. Obdarzyła Higginsa czarującym uśmiechem.
Czy jest pan umówiony?
Właściwie nie, ale...
To nie ma żadnego znaczenia, drogi panie. Zaprowadzę pana do błękitnego salo-
nu, gdzie pani Toppy pomoże panu przestudiować nasze propozycje.
Higgins stropił się nieco, jednak poczucie obowiązku nie pozwalało mu się wyco-
fać, zanim uzyska konkretne rezultaty. Rozejrzał się po błękitnym salonie, urządzonym
z wielkim smakiem. XVIII-wieczne francuskie ryciny na ścianach przedstawiały rozle-
niwione młode dziewczęta w onirycznych krajobrazach. Pani Toppy siedziała za intar-
sjowanym biurkiem.
Miło mi pana powitać w naszej agencji, drogi panie. Czy mogę poznać pańskie
dezyderaty?
Higgins wolał stać. Nie kusiła go kanapa z epoki Ludwika XV.
To trochę skomplikowane, droga pani...
Uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Przyzwyczajona była do trudnych klientów
o skomplikowanych gustach.
101
Czy nie rzuciłby pan okiem na ten zeszyt? Otworzyła duży album oprawiony
w płową skórę. Zręcznie przewracała strony, pozostawiając gościowi przyjemność prze-
glądania fotografii. Przepiękne młode kobiety, ubrane w stroje wieczorowe, w dość kon-
wencjonalnych pozach. Higgins pozostawał niewzruszony.
Nie znajduje pan nic interesującego? zaniepokoiła się pani Toppy.
Jestem nieco zakłopotany... przyznał Higgins. Jak by to powiedzieć...
Dyrektorka agencji zamknęła album.
Czy nie jest pan przypadkiem... organizatorem widowisk, lub czegoś w tym ro-
dzaju? zapytała.
Tak, to właśnie to przyznał Higgins z pokrzepiającym uśmiechem. Poszukuję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]