[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dowodzeniem przyjaciela. - Chodzmy jeszcze raz do Hel-
skiego. Spróbujemy go przycisnąć.
- Panie dyrektorze - zaczął kapitan, gdy razem z po-
rucznikiem znalezli się w znanym im gabinecie - mamy
poważną do pana sprawę.
- Słucham uważnie.
46
- Dysponujemy dowodami, że wczoraj, przed rozpoczę-
ciem urzędowania, zszedł pan do podziemia i przebywał
tam przeszło 6 minut. Nasze doświadczenia wskazują, że
jest to dostateczny czas dla otworzenia skarbca i wyjęcia
zeń pieniędzy. Czy może pan temu zaprzeczyć?
- Poważny zarzut. Zresztą już wczoraj mówił pan, że je-
stem podejrzany. Przyznaję, byłem w podziemiu. Nie pa-
trzyłem na stoper, jak to widocznie zrobił wasz tajemniczy
informator, lecz nie przeczę, że mój pobyt mógł trwać
sześć minut. Jaki stąd wniosek? %7łe jestem złodziejem?
Czy dyrektorowi banku nie wolno chodzić po gmachu
i przebywać w niektórych pomieszczeniach tak długo, jak
to uzna za stosowne?
- Wolno, lecz w tej sprawie jest zbyt wiele zbiegów oko-
liczności i dlatego musimy prosić o wytłumaczenie nam,
co pan tam robił.
- Przedwczoraj były imieniny Julii i Heleny. Imiona po-
pularne, toteż odwiedziliśmy z żoną aż trzy solenizantki.
U ostatniej zabawiliśmy grubo po północy. Wypiło się też
sporo. Do banku przyszedłem niewyspany, z lekkim rau-
szem. Nie chcąc, aby ktoś to spostrzegł, zszedłem na dół
napić się wody. Przy schodzeniu na dobitek złego pękło mi
sznurowadło. Wypiłem bodaj dwie butelki wody, zawiąza-
łem o"buwie. Nic dziwnego, że trwało to dość długo. Na żą-
danie panów mogę podać adresy znajomych, a godzinę
mojego powrotu do domu ustali chyba dozorca, który
otwierał nam bramę.
Kapitan odruchowo spojrzał pod biurko na nogi dyrek-
tora. Obydwa buty były prawie nowe z jednakowymi, no-
wymi sznurowadłami. Helski widząc to spojrzenie dodał:
- Miałem wtedy inne obuwie. Zresztą kupiłem sznuro-
wadła i zmieniłem w obydwu butach. Jestem pedantem,
jakimi zazwyczaj bywają bankowcy. Ale skoro padły na
mnie tak poważne podejrzenia, może mi pan, kapitanie,
wytłumaczy, w jaki sposób mogłem jednym kluczem otwo-
rzyć wszystkie trzy zamki skarbca?
- Tego jeszcze nie wiem, ale będę wiedział - poważnie
odpowiedział kapitan.
47
ROZDZIAA IV
Pułkownik w milczeniu wysłuchał raportu swoich pod-
komendnych w sprawie kradzieży dziesięciu milionów zło-
tych ze skarbca Powszechnego Banku Rzemiosła. Gdy ka-
pitan Piotr Jarkowski skończył meldunek, jego zwierzch-
nik jeszcze chwilę zastanawiał się, a potem zauważył:
- Nie ulega wątpliwości, że złodzieja należy szukać
wśród pracowników banku. Przypuszczam, że działał
sam. Najwyżej miał wspólnika na zewnątrz. Zgadzam się
z ustaleniami śledztwa, że skarbiec otworzono po wyjściu
głównej partii urzędników, a przed otwarciem banku dnia
następnego. A więc między trzecią a właściwie pół do
czwartej po południu jednego dnia, a godziną ósmą rano
nazajutrz. Jeżeli dane dochodzeniowe są ścisłe i nie ule-
gną zmianie, sprawca kradzieży kryje się wśród sześciu
strażników. Dwóch ze zmiany dziennej pracujących do
siódmej wieczór...
- To Władysław Sokolski i Zdzisław Zaczewski - wtrą-
cił porucznik Widera.
- Dalej idą dwaj strażnicy ze zmiany nocnej. Oni mieli
najwięcej sposobności, aby dokonać kradzieży. Jednakże
pod warunkiem, że pracowali" wspólnie. Dwie osoby za-
mknięte w gmachu na pewno przebywają razem i pójście
jednej z nich do podziemi nawet na kilka minut nie może
ujść uwagi drugiej.
- Służbę nocną pełnili Antoni Cęgała i Ludwik Babiń-
ski - uzupełnił porucznik.
- Wreszcie teoretyczną możliwość popełnienia kradzie-
ży mieli także strażnicy, którzy zluzowali nocną zmianę.
W ciągu godziny, od siódmej do ósmej byli oni w banku
razem z woznymi, posługaczkami i pózniej z dyrektorem
Helskim.
- Tych strażników możemy nie brać pod uwagę, gdyż
wszyscy przesłuchiwani zgodnie zeznali, że oni nawet nie
wchodzili na salę operacyjną, a cały czas siedzieli w szat-
ni. Tam też zastał ich dyrektor Helski, który jako pierwszy
z urzędników przyszedł do banku.
- Mamy więc czterech podejrzanych strażników - cią-
gnął dalej pułkownik - i dwóch woznych.
- Tylko jednego - zauważył porucznik. - Franciszek Za-
leski wyszedł z banku razem z urzędnikami przed pół do
czwartej. Rozpoczął on wprawdzie pracę następnego dnia
o siódmej, lecz przebywał albo w szatni, albo na sali ope-
racyjnej. Jak zwykle pilnował sprzątania i poganiał posłu-
gaczki oraz swojego pomocnika Stanisława Nawrockiego.
- Dobrze. Skreślmy go również. Pozostają sprzątaczki -
pułkownik spojrzał pytająco na porucznika.
- Halina Kudelska i Irena Czaplik - wyjaśnił Widera -
wdowy po dawnych pracownikach banku. Kudelska po
woznym, który zginął w powstaniu, Czaplik po strażniku.
Obydwie od dawna pracują w banku i cieszą się jak naj-
lepszą opinią.
- Tu żadnej opinii nie można brać pod uwagę. Przy
kwocie dziesięciu milionów złotych nie zaufałbym nawet
bratu. Podobno każdą ludzką uczciwość można zmierzyć
odpowiednią sumą. Dziesięć milionów mogło być dla obu
posługaczek tą granicą, za którą normy etyki i moralności
przestają działać. Czy posługaczki przyznały się, że scho-
dziły na dół?
- Tak. Twierdzą, że zaczęły sprzątanie właśnie od
podziemia, od jego części otwartej. Resztę sprząta osobi-
ście wozny Franciszek w godzinach urzędowania banku
pod kontrolą jednego z trzech posiadaczy klucza od skarb-
ca. Posługaczki dowodzą, że w podziemiu były razem
i sprzątanie zabrało im około 20 minut.
- To już siedmioro podejrzanych. Do tego dochodzi ca-
ła szóstka pracowników wydziału księgowości. Mamy więc
razem trzynastu, jeżeli urzędnicy bankowi czegoś przed
nami nie ukryli. Można powiedzieć: feralna trzynastka.
- Bardzo utrudnia śledztwo zdecydowanie wrogie na-
stawienie wszystkich pracowników banku z wyjątkiem
Stanisława Nawrockiego.
- Nawrocki też nielepszy - roześmiał się porucznik Wi-
dera. - Sypie, bo chodzi mu o nagrodę. Zorientował się, że
na tym interesie można zarobić, i śpieszy się z informacja-
48
49
mi, aby ktoś go nie ubiegł lub żebyśmy sami się o tym nie
dowiedzieli.
- Pobudki jego działania są mi obojętne - zauważył puł-
kownik. - Nawet podobała mi się szczerość tego młodzień-
ca nie kryjącego się, że chodzi mu o nagrodę. Wolę to, niż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]