[ Pobierz całość w formacie PDF ]
udało jej się zbić wszystkich kręgli, ale była blisko. W najgorszym razie w czasie turnieju
wyjdę przynajmniej z twarzą, pomyślał. Wolał to niż nic. Byłoby fatalnie, gdyby nie mógł
znalezć zastępstwa na miejsce siostry. I tak nie najlepiej o nim świadczyło, że grał z siostrą, a
nie z żoną, ale przychodząc w ogóle bez partnerki, ośmieszyłby się przed kolegami. Na
szczęście Hallie wybawi go z kłopotu. Był tylko ciekaw, czy wezmą ją za jego dziewczynę.
Nie zależało mu na tym, ale wtedy koledzy przestaliby go wreszcie swatać.
Znajomi wiedzieli, że jest rozwiedziony, i z uporem usiłowali znalezć mu żonę.
Odmawiał, nie miał ochoty nikogo poznawać, ciągle bowiem wierzył, że Mary Lynn do niego
wróci. Fakt, spotykała się wciąż z tym swoim Kipem, ale przecież poza tym często
rozmawiali, co Steve brał za dobry znak. Od czasu do czasu jedli też wspólnie rodzinny
obiad. Nie tak często, jak jeszcze kilka miesięcy temu, ale i tak nie narzekał.
Za tydzień wypadały urodziny Mary Lynn - zamówił dwanaście czerwonych róż i
dwie białe. Lubiła róże; był ciekaw, czy zrozumie, co znaczą dwie białe. Dwanaście lat byli
małżeństwem, od dwóch żyli oddzielnie. Te ostatnie dwa lata były najtrudniejszym,
najbardziej bolesnym okresem w jego życiu. Czy za rok dołoży do bukietu trzecią białą?
Niech to szlag, chciał znowu być mężem i ojcem, chciał, by Mary Lynn znowu stała
się kochającą żoną, jak dawniej. Obydwoje musieliby się zmienić, rozumiał to i gotów był
nad tym pracować, ale przecież nie sam jeden.
- Jedziemy na pizzę? - zwrócił się do dzieci.
- Pewnie!
- Ile ćwierćdolarówek dostaniemy dzisiaj? - dopytywał się Kenny.
Steve powściągnął uśmiech.
- Kto mówił o ćwierćdolarówkach?
- Ojej, tato.
- Dobra. Nie martwcie się, dostaniecie swoje ćwierćdolarówki.
Gdy dotarli do pizzerii, dochodziła dziewiąta wieczorem. W środku panował tłok jak
za poprzedniej wizyty, tyle że tym razem stoliki okupowały prawie wyłącznie nastolatki.
Zamówili jedzenie, znalezli wolny stolik, dzieci pobiegły do gier. Steve został sam na
sam z Hallie.
- Bardzo ci dziękuję, że się zgodziłaś.
Był jej naprawdę wdzięczny. To, że on pomógł Hallie, gdy nie miała na taksówkę, nic
go w sumie nie kosztowało. Jej zwariowane przygody ubawiły jedynie go nieco, i to akurat
wtedy, gdy najbardziej tego potrzebował.
- Cieszę się, mogę się zrewanżować - odparła. Steve dopiero teraz zauważył, jakie ta
dziewczyna ma śliczne brązowe oczy. I teraz nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie malująca
się w nich autentyczna radość.
- Mam wąsy z piwa? - zapytała, podnosząc dłoń do ust. - Dlaczego tak mi się
przyglądasz?
- Wyglądasz na taką szczęśliwą... Uśmiechnęła się.
- Bo mam powody. Opowiadałam ci o tym mężczyznie z Twojej Randki", pamiętasz?
Chyba się zakochałam.
- Naprawdę?
Steve nie chciał, by zabrzmiało to sceptycznie, nie wierzył jednak, że można zakochać
się tak szybko. Widział kilka razy adoratora Hallie, gdy ten przyjeżdżał do niej z wizytą, i
odniósł wrażenie, że nie jest to kandydat dla niej. Ale cóż on mógł wiedzieć o miłości?
Niewiele, zważywszy, że jego małżeństwo się rozpadło.
- Chyba dawno go u ciebie nie było? - Rzeczywiście, nie widział go od tygodnia.
Dokładnie mówiąc, od dnia, gdy spotkał Hallie w sklepie spożywczym.
- Wyjechał na kilka dni. Ale dzwoni do mnie codziennie wieczorem i gadamy
godzinami. Wolę nie myśleć, ile zapłaci za telefony.
Cholera, nie potrafił sobie wyobrazić, o czym dwoje ludzi może gadać godzinami
przez telefon. Sam nie lubił takich tasiemcowych rozmów. W ogóle był małomówny. Ze
swoim najlepszym przyjacielem Aleksem Rochesterem porozumiewał się na przykład przy
pomocy ograniczonego zasobu słów i uważał, że na tym właśnie polega przyjazń.
Minęły trzy lata od czasu, jak Alex przeniósł się do Teksasu, i Steve'owi bardzo go
brakowało. Miał zamiar odwiedzić go w wakacje, obiecywał to sobie z nadejściem każdego
lata. Może wreszcie tego roku uda mu się wybrać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]