[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stopy procentowej, warunków spłat, ubezpieczenia hipotecznego, a następnie
postanowiła uprościć transakcję i kupić dom za gotówkę.
Gdy została ustalona data podpisania umowy kupna, Darcy wybiegła jak na
skrzydłach do wynajętego samochodu, uradowana, że za trzydzieści dni będzie
miała dom.
Gdy tylko znalazła się w swoim apartamencie, chwyciła za słuchawkę
telefonu. Wiedziała, że musi zadzwonić do Caine'a i poprosić go, by
reprezentował jej interesy lub polecił miejscowego prawnika specjalizującego
się w sprawach handlu nieruchomościami. Musiała wybrać firmę
ubezpieczeniową i wykupić polisę właściciela domu. Chciała kupić meble,
wybrać zastawę stołową i bieliznę pościelową.
I, och, zapomniała wymierzyć okna, chciała bowiem zamontować żaluzje.
Po pierwsze jednak pragnęła podzielić się nowinami i radością.
- Czy zastałam Maca... pana Blade'a? - spytała, gdy sekretarka Maca odebrała
telefon. - Mówi Darcy Wallace.
- Dzień dobry, panno Wallace. Przykro mi, ale pan Blade jest na zebraniu. Czy
coś mu przekazać?
- Nie, dziękuję. Proszę mu po prostu powiedzieć, że dzwoniłam.
Odłożyła słuchawkę, rozczarowana, że nie zawiezie go do domu i nie powie
mu, że stanowi jej własność. Będzie musiała z tym zaczekać.
Pogrążyła się w pracy, zbliżając się coraz bardziej ku końcowi książki. Jeśli
szczęście jej dopisze i agent, z którym się skontaktowała, zechce przeczytać
więcej, ona będzie gotowa.
Gdy minęły dwie godziny i Mac się nie odezwał, z trudem pohamowała się,
by znów do niego nie zadzwonić. Zaparzyła sobie kawę, a następnie spędziła
jeszcze jedną godzinę, ślęcząc nad wcześniejszym rozdziałem.
Gdy zadzwonił telefon, podniosła niecierpliwie słuchawkę.
- Halo?
- Darcy? Deb mówiła mi, że dzwoniłaś.
- Tak. Byłam ciekawa, czy uda ci się wyrwać na godzinkę. Bardzo chciałabym
ci coś pokazać.
Nastąpiła chwila wahania, rodzaj ciszy, który sprawił, że Darcy poruszyła się
niespokojnie na krześle.
- Przykro mi, ale dziś jestem uwiązany. - Mac, siedzący przy biurku w swoim
gabinecie, uświadomił sobie, że pierwszy krok jest najtrudniejszy. - Nie uda mi
się znalezć dla ciebie czasu.
- Och, musisz być bardzo zajęty.
- Rzeczywiście, jestem. Jeśli coś się stało, mogę przysłać kierownika hotelu
lub kogoś z recepcji.
- Nie, nic się nie stało. - Chłodny, oficjalny ton Maca sprawił, że poczuła, jak
przeszywa ją zimny dreszcz. - To nic pilnego. Mogę zaczekać. Jeśli znajdziesz
jutro chwilę czasu...
- Dam ci znać.
- Dobrze.
- Muszę kończyć. Porozmawiamy pózniej.
Przez kilka sekund wpatrywała się w słuchawkę w swojej dłoni, po czym
odłożyła ją powoli na widełki. Mac wydawał się taki daleki, taki obcy. Czy
rzeczywiście wyczuła w jego głosie lekką irytację, cień zniecierpliwienia?
Nie, to tylko sprawa wyobrazni. Zauważywszy, że splotła z całej siły dłonie,
rzuciła pod swoim adresem brzydkie słowo i szybko je rozdzieliła.
Jest po prostu zajęty, tłumaczyła sobie. Przeszkodziła mu w pracy. Ludzie nie
znoszą, jak się im przeszkadza. To ona czuje się zawiedziona - co jest idiotyczne
- i dlatego reaguje zbyt mocno na zwykłą sytuację.
Przecież Mac spędził z nią cały wczorajszy wieczór, kochał się z nią pod
gwiazdami namiętnie, desperacko. Nikt nie mógłby pragnąć kobiety tak bardzo
wieczorem, a nazajutrz potraktować ją jak uprzykrzoną smarkulę.
A jednak mężczyzni potrafią tak postąpić, pomyślała, przyciskając palce do
oczu. Naiwnością, nawet głupotą było udawanie, że to nie może się zdarzyć.
Ale nie z Makiem. Jest zbyt dobry, zbyt uczciwy.
A ona go kocha, o wiele za mocno.
Jest po prostu zajęty, wmawiała sobie. Zajęła mu mnóstwo czasu w ciągu
ostatnich dwóch tygodni. Teraz, oczywiście, Mac musi nadrobić zaległości,
skupić się na interesach, trochę odetchnąć.
Nie ma zamiaru się tym martwić. Darcy wyprostowała się i odstawiła krzesło
na miejsce. Ona też skoncentruje się na pracy i wykorzysta długi samotny
wieczór.
Pracowała przez sześć godzin. Zapaliła światło dopiero wówczas, gdy zdała
sobie sprawę, że pisze prawie w ciemności. Wypiła dzbanek kawy i stwierdziła
ze zdumieniem, że skończyła książkę.
Skończone. Początek, środek i koniec. Teraz wszystko znajduje się w środku
tej sprytnej małej maszyny i w postaci kopii na cienkiej małej dyskietce.
By uczcić ten fakt, otworzyła butelkę szampana, choć sprawiło jej to nieco
trudności, i wypiła pełny kieliszek. Niefrasobliwie nalała sobie drugi kieliszek i
zabrała go z sobą do biurka z postanowieniem, że wygładzi tekst.
Poświęciła pracy nad nim dwanaście godzin i wypiła pół butelki szampana,
neutralizując go dużymi ilościami kawy. Nic dziwnego, że gdy wreszcie
położyła się spać, nawiedziły ją dziwaczne, pogmatwane sny.
Widziała siebie w wieży swego nowego domu. Była sama.
Zupełnie sama wśród stert papierów i obok ogromnego komputera. Oglądała
przez okno różne sceny, przesuwające się przed jej oczami jak na
przyśpieszonym filmie. Przyjęcia, ludzie, bawiące się dzieci, obejmujące się
pary. Dzwięki - śmiech i muzyka - tłumiło szkło, które otaczało ją ze wszystkich
stron.
Gdy zapukała w szybę, nikt jej nie usłyszał. Nikt jej nie widział. Nikogo nie
obchodziła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]