[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Poradą - odparł Mallory. - Jaki rodzaj broni unieszkodliwia skrzata? - Skrzata? -
powtórzył człowieczek z radosnym uśmiechem. - Ach, nie ma to jak polowanie na
skrzaty w deszczową pogodę! Ilu tych mikrusów zamierza pan ustrzelić?
- Tylko jednego.
Człowieczek współczująco pokiwał głową.
- Z każdym rokiem coraz trudniej ich wytropić. Nie tak bywało w starych dobrych
czasach, co?
- Chyba nie.
- Jakie sportowe szansę chce mu pan zapewnić?
- %7Å‚adnych.
- Całkiem słusznie, proszę pana - zgodził się sprzedawca, daremnie usiłując ukryć
dezaprobatę. - Zakładam, że pańskie zezwolenie jest w porządku? - Zezwolenie?
- Na odstrzał skrzatów - wyjaśnił cierpliwie sprzedawca.
- Nie wiedziałem, że będzie mi potrzebne.
- Na pewno zostawił je pan w domu.
- Nie mam zezwolenia.
- Na pewno pan ma - perswadował sprzedawca. - Bez zezwolenia nie mógłby pan
kupić broni, żeby zabić tego małego drania, prawda? - Zostawiłem zezwolenie w
domu - powiedział Mallory. - Wygląda pan na uczciwego człowieka - oświadczył
sprzedawca. - Nie widzę przeszkód, żeby nie uwierzyć panu na słowo. - Sięgnął pod
ladę i wyjął mały pistolet. - Pierwszorzędny towar, proszę pana. Dziesięć naboi, jeden
w komorze i dziewięć w magazynku, celny na dystans do dwustu stóp. - Położył
pistolet na ladzie i postawił obok pudełko z amunicją. - %7łyczy pan sobie coś jeszcze? -
Owszem - potwierdził Mallory. - Jak zabić demona? - To zależy. Posiadamy pełny
asortyment amuletów i talizmanów. - Sprzedawca sięgnął do następnej gabloty i
wyciągnął długą kryształową różdżkę. - Albo może pan użyć tego maleństwa!
Najładniejsza broń, jaką pan widział. Gwarantuję, że załatwi każdego demona poniżej
poziomu Piątego Kręgu.
- Nie jestem przyzwyczajony do magii - wyznał Mallory. - Jaka sztuczka się w tym
kryje?
- %7ładna. I byłbym panu wdzięczny, gdyby nie używał pan słowa magia - oznajmił
wyniośle sprzedawca. - Ta różdżka działa według ściśle naukowych zasad, dokładnie
tak samo, jak wszystkie nasze amulety i talizmany: ugina światło, żeby zapewnić panu
niewidzialność, jonizuje powietrze wokół pańskiego przeciwnika pozbawiając go w ten
sposób tlenu, zagęszcza chmury w celu wywołania piorunów i błyskawic, ponadto...
- No dobrze - przerwał Mallory - biorę ją. - Podniósł różdżkę i obejrzał ją. -
Jak to
włączyć?
- Zaklęcia są dołączone do instrukcji obsługi.
- Zaklęcia?
- Są to pewne kluczowe słowa, które uruchamiają określone reakcje za pośrednictwem
mikroprocesora umieszczonego w uchwycie - wyjaśnił sprzedawca. - Reszta została
dodana po prostu dla efektu.
- I to rzeczywiście podziała na każdego demona, którego zaatakuję? - upewnił się
Mallory.
Sprzedawca potrząsnął głową.
- Tylko na te poniżej Piątego Kręgu. Z jakim rodzajem demona zamierza pan walczyć?
- Nie wiem. Ale nazywają go Grundy, jeśli to coś panu mówi.
- Chce pan zabić Grundy ego? - zachłysnął się sprzedawca.
- Tylko w razie konieczności.
- Pan przypadkiem nie nazywa siÄ™ Mallory?
- Owszem.
Sprzedawca wyrwał mu różdżkę.
- Proszę odejść!
- Nie znajdzie pan nic dla mnie?
- Trafił pan w niewłaściwe miejsce! - zaskamlał sprzedawca przykucając za kontuarem.
- Panu jest potrzebna wyłącznie Biblia. - Biblia podziała na Grundy ego?
- Nie, ale może pan spróbuje nauczyć się szybko jakiejś modlitwy, zanim on pana
dopadnie.
- Ile jestem winien za pistolet? - zapytał Mallory.
- Sto siedemdziesiąt pięć dolarów.
- Mam tylko setki - oznajmił Mallory. - Będzie pan musiał wstać, żeby wydać mi
resztÄ™.
- Niech pan tylko położy setkę na ladzie i odejdzie! Mallory, zdając sobie sprawę, że
wszyscy w sklepie przyglądają mu się z mieszaniną strachu i współczucia, wziął
pistolet i pudełko z nabojami, wsadził je do kieszeni i wyszedł na ulicę, gdzie znalazł
czekajÄ…cych na niego FelinÄ™ i Mürgenstürma. - Co teraz, Johnie Justinie?
- Teraz idziemy do muzeum. - Mallory zawahał się. - Nie mają tam przypadkiem
wypchanego skrzata?
- Na pewno nie! - oburzyÅ‚ siÄ™ Mürgenstürm, urażony w swej godnoÅ›ci. - Równie
dobrze mógłbyś zapytać, czy nie mają tam na wystawie osiodłanego elfa! Droga do
muzeum, metrem i na słoniu, zajęła im piętnaście minut. Muzeum stanowiło potężną,
starożytną budowlę składającą się z kamiennych murów, schodów i wieżyczek.
- Znakomity przykÅ‚ad gotyckiej architektury baptystycznej - zauważyÅ‚ Mürgenstürm z
zachwytem, kiedy zbliżali się do głównego wejścia. - Nie wiedziałem, że w ogóle
istnieją jakieś okazy gotyckiej architektury baptystycznej - zdziwił się Mallory.
- Tutaj istniejÄ… - odparÅ‚ Mürgenstürm wstÄ™pujÄ…c na szerokie schody. Kiedy dotarli na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]