[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- 45 -
S
R
już trzydziestki. Przyglądała się sobie w lustrze, susząc w łazience włosy.
Zobaczywszy swe odbicie, zmarszczyła nos.
- Przestań zajmować się tym człowiekiem - powiedziała do lustra. - On
nie chce mieć z tobą nic wspólnego. A już na pewno nie potrzebuje twoich
lekarskich porad. Co ci przyszło do głowy, żeby mu doradzać? Jest mu zupełnie
dobrze ze swoim kuśtykaniem i ze swoją okropnie ubraną narzeczoną o
skwaszonej twarzy. Sally, za wszelką cenę przestań o nim myśleć!
Ale nie było to takie proste. Włożyła swój nowy biały fartuch i na
pierwszym oddziale, który odwiedziła, spotkała Lloyda.
Robert leżał nadal na oddziale intensywnej terapii. Siedziała przy nim
pielęgniarka, czuwająca nad monitorami. Sally patrzyła na jego ręce i odniosła
wrażenie, że był na wpół przytomny.
Lloyd oglądał kartę Roberta z niezadowoloną miną. Sally rzuciła okiem
przez jego ramię. Spojrzał na nią z irytacją.
- Proszę, niech pani czyta - powiedział.
- Dziękuję - rzuciła pogodnie. Nie chciała, by jego zły humor zaciążył nad
całym dniem. Przestudiowała kartę dokładnie, zadowolona, że nie ma w niej nic
ważnego, i wzięła Roberta za rękę. Lloyd stał za nią w milczeniu.
- Dzień dobry - odezwała się cichym głosem. Robert był pod tak silnym
działaniem środków przeciwbólowych i uspokajających, że zapewne jej nie
usłyszał. Jeżeli jednak słyszał cokolwiek, musiało to być dla niego straszne:
słyszeć wokół kroki ludzi, nie wiedząc, kim są ani czego chcą. Zwłaszcza że
przecież nic nie widział. - Nazywam się Sally Atchinson, jestem chirurgiem.
- Już mówiłem Robertowi o pani - powiedział Lloyd powoli. Sally
obrzuciła go wzrokiem pełnym udawanej wdzięczności.
A jakże! - pomyślała.
- Chciałabym teraz zajrzeć panu do ust - mówiła dalej do pacjenta. -
Lepiej się pan poczuje, jeżeli będzie można wyjąć rurkę. Wyjmiemy ją, jeżeli
- 46 -
S
R
tylko nie ma w gardle oparzeń. - Spojrzała na Lloyda. - A jakie jest pana zdanie,
panie doktorze?
- W ustach jest nadal smoła - odpowiedział i zbliżył się do Roberta. -
Myślę, że łyknąłeś jej trochę. Wydaje się, że kawałek przyczepił się do
podniebienia, nie widać jednak, co jest głębiej.
Robert milczał. Sally pomyślała, jak straszna musi być jednoczesna utrata
wzroku i mowy. Gdyby tylko udało się wyjąć rurkę...
- Zaraz zobaczę, jak to wygląda - zwróciła się do Roberta. Dotknęła przy
tym jego ramienia, by dodać mu otuchy, i uśmiechnęła się do Lloyda. - Lepiej
może będzie, jak ja to zrobię, bo palce doktora Neale'a są trzy razy większe od
moich.
Lloyd w milczeniu pokiwał głową i patrzył, jak Sally delikatnie
przeprowadza badanie. Nachyliła się, oświetliła podniebienie, dokładnie i
starannie oglądała usta Roberta.
- Jest tam tylko jeden kawałek - stwierdziła w końcu. - Przylgnął do
podniebienia. Może... zaryzykować i starać się go odczepić? - Przyjrzała się raz
jeszcze karcie informacyjnej. Pół godziny temu Robert dostał morfinę. W samą
porę. - Jak pan uważa, panie doktorze?
- Lepiej by było dla niego, gdyby mógł oddychać samodzielnie w drodze
do Melbourne - zgodził się Lloyd. Zawodowy obiektywizm dopomógł stłumić
wczorajszy gniew. - Mamy dwie godziny do przylotu samolotu. Jeżeli uda nam
się teraz usunąć rurkę, zdążymy sprawdzić jeszcze przed odlotem, jak się będzie
po tym czuł. Ale najpierw usuniemy tę smołę. Nie można najpierw usuwać
rurki, bo w międzyczasie smoła może się odczepić i zacząć go ponownie dusić.
- Miałam nadzieję, że się pan zgodzi. Siostra zaraz przyniesie olej
arachidowy i naftę.
Po chwili zabrali się do mozolnej, żmudnej pracy. Smołę trzeba było
nasycać raz po raz mieszanką oleju i nafty, czekać, aż trochę rozmięknie, i
powtarzać od nowa... Gdyby się pospieszyli, gdyby spróbowali odrywać
- 47 -
S
R
kawałki smoły, zanim rozmiękną, mogliby tylko powiększyć ranę. Sally
wiedziała, że niedługo trzeba będzie w podobny sposób zająć się twarzą i serce
jej krajało się na samą myśl o tym.
Usuwając smołę, dokładnie badała skórę, sprawdzając, czy rana się nie
powiększa. Na szczęście obawy były płonne.
- Może zdejmować dalej? - zapytała. Lloyd moczył tampony w mieszance
i podawał po jednym Sally. Przyznawał, że jej małe, zręczne ręce świetnie sobie
dają radę. Gdy wyjęła z ust ostatni kawałek smoły, spojrzała z zadowoleniem na
stojącą obok miseczkę z czarną cieczą. - Może oczyścimy oczy?
- Nie. - Lloyd potrząsnął głową. - Zrobią to w Melbourne. Robert ma już
dość na dzisiaj. Trzeba mu teraz dokładnie wyczyścić jamę ustną, żeby do płuc
nie dostała się nafta. Niewykluczone, że jest tam trochę smoły, ale to już zbadają
w Melbourne.
Zabrali się znowu do pracy, starannie usuwając z ust Roberta najmniejsze
ślady oleju i nafty.
- Gotowe - powiedziała wreszcie Sally. - Możemy zaczynać.
Lloyd odłączył ostrożnie środek rozluzniający. Po chwili pierś pacjenta
zaczęła się unosić. Jego ręce po omacku szukały rurki, której chciał się pozbyć.
Sally przytrzymała go mocno, Lloyd zaś ostrożnie wyjął rurkę.
Przez chwilę panowała cisza. Słychać było tylko chrapliwy oddech
Roberta.
- Spróbujemy podać mu łyk wody - zaproponował Lloyd. Unieśli razem
Roberta do pozycji półsiedzącej, a Lloyd przytknął naczynie z wodą do
pokrytych smołą warg.
Roberta nie trzeba było namawiać. Pił tak łapczywie, jak spragniony
podróżnik po długiej wędrówce przez pustynię.
- Rre... - Był to odgłos radości połączonej z bólem. Wydobycie głosu
okazywało się przeogromnym wysiłkiem. - Rre...
- 48 -
S
R
- Robert, nie próbuj nawet mówić - prosił Lloyd. - Na pewno boli cię
gardło po wyjęciu rurki, a usta masz poparzone. - Spojrzał na Sally. - Dziękuję
pani za pomoc. Z pewnością spieszy się pani do swoich zajęć.
Wyraznie chciał się jej pozbyć. Sally zrobiła się purpurowa. Niech go
diabli porwą... Nie da mu się zastraszyć.
- O, nawet bardzo! - Roześmiała się serdecznie. - Przecież wszyscy
mieszkańcy Gundowring z wrośniętymi paznokciami czekają teraz na nowego
chirurga. - Ujęła rękę Roberta w obydwie dłonie. - %7łyczę, żeby wszystko w
Melbourne poszło jak najlepiej. Będę dzwoniła i dowiadywała się, co z panem.
Będziemy tu na pana cały czas czekali. - Uśmiechnęła się do Lloyda, który
siedział z ponurą miną, i opuściła oddział.
Gdy zamknęła za sobą drzwi, zauważyła, że cała drży.
I co teraz?
Chirurg, który nie ma nic do roboty. Miała kilku pacjentów, którzy
zapisani byli do niej na rano, czekała też operacja przepukliny pana Hammera,
ale to nie wypełniało całego dnia. Niedługo będzie pewnie więcej pracy, ale na
razie...
Na razie postanowiła odwiedzić Ginę, jedynego pacjenta w całym
szpitalu, do którego mogła przyjść, wynajdując łatwo pretekst.
Gina kończyła właśnie karmić małą. Zwieżo upieczona szczęśliwa mama
ułożyła zaspane zawiniątko w łóżeczku obok i uśmiechnęła się do Sally.
- Jak się czuje nasz nowy chirurg? - zapytała. Sally skrzywiła się.
- Trochę się nudzę.
- To szybko minie - odpowiedziała Gina, przyglądając się jej badawczo. -
yle spałaś?
- To przecież ty jesteś pacjentką, a ja lekarzem - obruszyła się Sally
żartobliwie.
- Tak, to prawda. - Gina nie spuszczała wzroku z Sally. - Struan twierdzi,
że niezupełnie doszliście z Lloydem do porozumienia.
- 49 -
S
R
- Tak by to można było nazwać - potaknęła smutno Sally.
- On uważa, że jestem trochę niepoważna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl