[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się! - rzuciła z nutką dumy świe\o upieczona matka. - Parłam przez dwie godziny, a\
wreszcie go usłyszałam. Mojego synka. Czy nie jest wspaniały?
- Kawał chłopa - przyznał Leigh.
- A teraz chciałabym wiedzieć, pani Taylor - zapytała siostra Pardoe - czy będzie pani
karmiła piersią?
- Oczywiście, \e piersią. Chodz do mnie, mój skarbie, chodz do mamusi - powiedziała
pani Taylor pełnym słodyczy głosem, po czym rozpięła koszulę, pozwoliła sobie odkazić
brodawkę i podała pierś dziecku. Ono zaś nie dało się prosić dwa razy. Przywarło usteczkami
do sutka i z widoczną rozkoszą zaczęło ssać.
Widok, jakkolwiek zwyczajny w tym miejscu i mocno opatrzony, miał w sobie tyle
wdzięku, świe\ości i ciepła, \e Rose i Leigh wymienili pogodne uśmiechy.
Rose pochyliła się nad matką i dzieckiem, zaś Leigh, zainspirowany skrawkiem
koronkowego biustonosza, widocznym w rozchyleniu jej fartucha, oddał się nieskromnym
myślom. Musiała chyba wyczuć jego gorące spojrzenie, gdy\ szybko uniosła głowę, a skrzy-
\owawszy z nim wzrok, stanęła w pąsach. Zobaczyła w czarnych oczach Leigha szczery
zachwyt, a mo\e nawet coś więcej ni\ zachwyt, co ją speszyło, lecz równocześnie dodało
pewności siebie. A więc wcią\ była na tyle atrakcyjną i pociągającą kobietą, by wzbudzać w
mę\czyznach pragnienie, by nawet w swym zdeklarowanym przeciwniku przyśpieszyć
pulsowanie krwi. Niemy, aczkolwiek bardzo ekspresyjny hołd Leigha odrodził ją. Ostatnio
czuła się zaniedbywana przez Paula, czemu towarzyszyło przygniatające poczucie, \e gaśnie
wewnętrznie jako kobieta. Po\ądliwy wzrok Leigha znowu rozniecił w niej płomień.
Wiedziała, \e prędko o tym nie zapomni.
ROZDZIAA SZÓSTY
Maura Carlinnagh ledwie zdołała ukryć przera\enie, jakie ogarnęło ją na widok
zmienionej nie do poznania starszej siostry. Gdy odzyskała głos, zaczęła od wymówek.
- Och, Brigid, nikt z nas do tej pory nie mo\e pojąć, dlaczego uciekłaś z domu i
wyszłaś za tego Anglika? I czy tak trudno było przyjechać z nim i przedstawić go rodzinie? -
pytała gładząc posiwiałe włosy siostry i patrząc na nią z łagodnym wyrzutem.
Brigid uchodziła za najmądrzejszą z rodzeństwa. Młodsi bracia i siostry zawsze
patrzyli na nią z podziwem pełnym szacunku. Kiedy zaś po ukończeniu szkoły wróciła do
domu z dyplomem nauczycielki w kieszeni, ich szacunek zmienił się niemal w nabo\ną cześć.
- Przyjechałam zaopiekować się tobą, siostro - ciągnęła Maura, uwa\ając, aby się nie
rozpłakać. - Zostanę do momentu, kiedy... kiedy poczujesz się lepiej i będziesz mogła radzić
sobie beze mnie.
Maura okazała się prawdziwym darem niebios. Gotowała, prała, sprzątała, skakała
koło chorej siostry, we wszystko to wkładając całe swoje serce i duszę. Była starą panną,
osobą prostą i z natury dobrą, zawsze gotową zapomnieć o sobie, zawsze skorą do poświęceń.
Siostrzenicę traktowała z rewerencją, jako osobę przewy\szającą mądrością i wykształceniem
nawet swoją matkę, a więc zasługującą na odpoczynek i komfort po pracy. I Rose, tym razem
za sprawą ciotki, poczuła się znowu jak mała dziewczynka, której wszystko w domu podsuwa
się pod nos i której \yczenia się odgaduje.
Któregoś dnia Maura poprowadziła Rose do okna i wskazała ręką stojący w ogródku
piękny wyściełany fotel, w którym Brigid drzemała w cieniu krzewu jaśminu.
- Dostarczono go z kartką, na której widniały słowa:  Od oddanego wielbiciela . Czy
nie wiesz przypadkiem, kto to mo\e być?
Rose znała odpowiedz na to pytanie i nie mogła ukryć wzruszenia, kiedy Leigh
McDowie wpadł po godzinie z przyjacielską wizytą. Usiedli na tarasie w promieniach
zachodzącego słońca, zaś Maura uraczyła wszystkich herbatą i słodkimi bułeczkami własnego
wypieku. Wizyty  długowłosego doktora zaczęły się powtarzać. Rose długo pamiętała te
złociste sierpniowe wieczory, spędzane na miłych pogawędkach.
Na oddziale poło\niczym wszystko szło swoim trybem. Paul Sykes zbadał Trish
Pendle i zdecydował, \e w celu uniknięcia powa\nych powikłań, włącznie ze śmiercią,
gro\ących dziecku i rodzącej, nale\y wybrać metodę prewencyjną, czyli cesarskie cięcie.
Operacja przebiegła bez komplikacji. Dziecko urodziło się zdrowe. Trish nazwała synka
Donovan. Na razie miała karmić go mamka, o którą postarał się szpital, gdy\ Trish, w
związku z planowaną operacją nerki, została przewieziona na oddział chirurgiczny.
- Mój Bo\e, Rose, skąd takie prymitywy jak ta Pendle się biorą? - biadolił Paul
podczas lunchu. - I co z nimi robić? Niechlujne toto, tępe, tłuste i na dokładkę \adnej
odpowiedzialności za wychowanie dziecka! W takich wypadkach zaczynam wręcz wierzyć w
sensowność przymusowej sterylizacji. Wiem, \e mówiąc to, ranię twoje uszy, lecz taka jest po
prostu moja spontaniczna reakcja.
Ranił nie tylko jej uszy. Tak nie godziło się mówić. Na szczęście nie wszyscy myśleli
w ten sposób o Trish. Rose pamiętała o dowodach sympatii, jakie Leigh okazał nieszczęśliwej
nastolatce i jej dziecku. W sumie uznała, \e uwagi Paula nie zasługują na odpowiedz.
- Czy dostałaś zaproszenie na po\egnalne przyjęcie, jakie urządza Caroline? - zapytał
Paul.
Kiwnęła głową, jednak bez entuzjazmu.
Strzaskane kości aktorki zrosły się wręcz wzorowo, co było niewątpliwie zawodowym
sukcesem Paula. Zało\ono jej l\ejszy i poręczniejszy gips, w którym mogła poruszać się o
kulach. Cieszyła się na myśl o powrocie do domu i chciała, \eby inni równie\ uczestniczyli w
jej radości. Bez trudu dostała pozwolenie na urządzenie przyjęcia, które miało się odbyć w
stołówce w ostatni piątek sierpnia. Zaprosiła połowę personelu medycznego, to znaczy te
wszystkie osoby spośród lekarzy i pielęgniarek, które pośrednio i bezpośrednio przyczyniły
się do jej powrotu do zdrowia. Paul miał być honorowym gościem. Rose i Leigh, jako obecni
wówczas przy ofiarach wypadku, te\ nie zostali pominięci. Ka\dy zresztą mógł przyjść z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl