[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nach snu. Nie będzie zadowolony.
Ale Fergusa nie było ani widać, ani słychać. Zawołała jeszcze
raz, ale odpowiedziało jej tylko echo.
-A myślałam, że jesteś dobrze wyszkolony.
Wyszła boso na żwirowaną ścieżkę.
-Fergus! Wracaj, bo poskarżę się twojemu panu. Policyjny pies i
nie słucha najprostszych komend.
Skręciła za róg domu i już miała znowu wołać Fergusa, kiedy z
cienia wyszła wysoka ciemna postać. Strach zdławił w niej
krzyk. Broniła się przed chwytającymi ją rękami, kopiąc i wy-
rywając się, aż upadła na plecy, a napastnik na nią.
Jakoś zdołała otworzyć usta, mimo że zasłaniała je jakaś dłoń, i
zatopiła w niej zęby. Usłyszała przekleństwo.
Nie wiedziała jak, ale zaskoczyła napastnika ciosem w twarz.
Kosztowało ją to ręcznik. Zerwała się na równe nogi i zaczęła
biec, wrzeszcząc pełnym głosem:
-Fergus! Angus! Na pomoc!
Po kilku susach usłyszała głos Angusa.
-W porzÄ…dku. To ja.
Wyszedł z cienia i w świetle wschodzącego słońca zobaczyła, że
brew znów mu krwawi. Skrzyżowała ramiona na piersi i popro-
siła, żeby podał jej ręcznik.
-Co robisz na dworze? Mogłem ci coś zrobić.
-I zrobiłeś. Plecy mam zdarte do krwi. Dlaczego zamiast rzucać
się na mnie, nie zawołałeś?
S
R
-Myślałem, że to intruz, i to nie ja rzuciłem cię na ziemię. Wal-
czyłaś jak lwica i przewróciłaś nas - tłumaczył gniewnie, ociera-
jÄ…c krew z twarzy.
Amy chciała położyć dłonie na biodrach, ale najpierw musiała
zapewnić sobie choć odrobinę przyzwoitości.
-Mogę cię prosić, żebyś podał mi ręcznik?
Znalazł go na ziemi, podniósł i wręczył jej bez słowa.
Wzięła go jedną ręką i zauważyła, jak wzrok Angusa
omiótł jej figurę. Rzuciła mu pełne oburzenia spojrzenie. Zdążył
zobaczyć wszystko, co chciał, pomyślała z niechęcią.
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Okręciła się ręcznikiem i poinformowała go chłodno:
To przez Fergusa. Obudził mnie i piszczał, żeby go wypuścić. A
potem drzwi się za mną zatrzasnęły.
Wrócił?
Nie wiem. Byłam zbyt zajęta.
Przepraszam. Myślałem, że słyszę jakieś głosy. Wyszedłem,
żeby sprawdzić.
Mówiłam do psa.
Lepiej idz i doprowadz się do porządku. Sprawdzę łódz i poszu-
kam Fergusa.
Trzeba ci znowu zszyć ranę. Przepraszam, że uderzyłam cię tak
mocno.
Kto cię nauczył tak walczyć?
Wierz mi, że wolałbyś tego nie wiedzieć - odpowiedziała i znik-
nęła we wnętrzu domu.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Angus przeszukał posiadłość, a potem zszedł na plażę. Nie było
nikogo. W oddali było widać światła kutra, ale był za daleko, by
głosy mogły dochodzić stamtąd.
Znalazł Fergusa. Jego sierść była mokra i zapiaszczona, jak
gdyby wcześniej wchodził do wody.
-To nie czas na pływanie, stary. Masz pilnować.
Aadna buzia i zgrabna figura, a ty już nie panujesz nad
sobÄ….
Fergus polizał go w rękę i zaskomlał.
-Dobrze, dobrze. To właściwie rada dla mnie. Bronię
siÄ™, ale to ostra zawodniczka.
Idąc do swojego pokoju, usłyszał ją w łazience.
-W porządku? - zawołał, zatrzymując się.
Drzwi otworzyły się i ukazała się Amy w szlafroku.
-Spójrz na moje plecy! - Odwróciła się i opuściła szlafrok, by
pokazać mu ramiona.
Skórę miała poobcieraną od ostrego żwiru, w niektórych miej-
scach kamyki się powbijały.
-PrzyniosÄ™ pincetÄ™ i je powyciÄ…gam.
Włożyła z powrotem szlafrok i mocno zawiązała pasek.
-Najpierw opatrzę ci twarz - powiedziała.
Wziął ręcznik z wieszaka i przycisnął go do rany nad brwią.
Skrzywił się, kiedy zobaczył czerwoną plamę.
Za chwilę przestanie - powiedział.
Skończ z tą pozą kuloodpornego macho - westchnęła
S
R
z rezygnacją. - Trzeba ci znowu zszyć brew, bo inaczej się nie
zagoi i będziesz miał pretensję, że cię oszpeciłam. Na parę dłu-
gich sekund zawiesił na niej wzrok.
Dobrze - powiedział. - Ty pierwsza.
Przyniosę torbę. - Chwilę pózniej wróciła i postawiła ją przy
umywalce. - Rano będziesz miał śliwkę - powiedziała, przemy-
wajÄ…c okolice rany betadinÄ….
Nie chcę cię martwić, ale już jest rano.
Nie ruszaj się - poprosiła.
Nawet nie drgnÄ…Å‚em.
Nic nie mów. Nie mogę się skoncentrować.
Jeżeli nie możesz się skoncentrować, to poproszę Allana Ped-
dingtona, żeby mnie zszył.
Zamknij się wreszcie i daj mi skończyć.
Ostatnim razem poszło ci sprawniej.
Całą noc nie spałam, a potem zaatakował mnie jakiś wariat i
przeciągnął jak dywan po żwirowanej ścieżce, więc to nie moja
wina, jeżeli nie jestem w formie.
Gdybyś mnie obudziła, kiedy Fergus zaczął drapać do drzwi, nic
by się nie wydarzyło.
A więc to wszystko moja wina? - zapytała, zdejmując rękawicz-
ki i wyrzucając je do kosza. - Twój pies chciał, żeby go wypu-
ścić. Miałeś męczący dzień, a ja próbowałam być miła, ale wi-
docznie jesteÅ› innego zdania.
Wstał i nagle łazienka zrobiła się za mała.
Odwróć się - powiedział.
Może poproszę Allana. Przynajmniej wie, co robi.
Doktor Tanner, proszę się odwrócić.
Nie - odparła.
Położył ręce na jej ramionach i odwrócił ją tak szybko, że zdą-
żyła tylko głośno wciągnąć powietrze. Stał bardzo blisko, więc
poczuła za sobą jego uda.
S
R
-ZciÄ…gnij szlafrok, bo jak nie, to ja to zrobiÄ™.
Po chwili zsunęła go z ramion i wymamrotała:
Nic dziwnego, że nie jesteś żonaty ani nie masz dziewczyny.
%7ładna kobieta nie wytrzymałaby z takim jaskiniowcem.
Nie jestem żonaty ani nie mam dziewczyny, bo szkoda mi czasu
na babskie histerie - odparował i zaczął przecierać plecy Amy
betadinÄ….
Auć! Boli! - Zacisnęła zęby i przytrzymała się mocno umywal-
ki, by nie jęknąć z bólu.
Ja mu pokażę, rozzłościła się. Nawet nie pisnę.
-W porządku - powiedział, kiedy oczy już miała pełne łez. -
Gdzie jeszcze?
Nie przyzna się, że żwir powbijał się jej w pośladki!
-To wszystko - odpowiedziała, odwracając się.
Atmosfera zgęstniała od napięcia. Amy zwilżyła wargi. Oczy
Angusa pociemniały, jak gdyby walczył z pokusą skrócenia dy-
stansu między nimi. Jej wzrok spoczął na jego ustach. Wstrzy-
mała oddech, widząc, jak się zbliżają. Jeszcze przez chwilę wy-
dawało się, że walczy ze sobą, ale zanim zdołał zmienić zdanie,
wargi Amy przypieczętowały sprawę.
Ogień pożądania wybuchnął i rozpalił ich do białości. Znalezli
się na niebezpiecznym terytorium zmysłowości. W jego poca-
łunku był gniew, frustracja i pragnienie. Amy poczuła, jak jej
skóra napina się w oczekiwaniu dotyku jego rąk. Przygarnął ją
do siebie jeszcze mocniej, oczy mu błyszczały.
Teraz to już postąpiłaś zupełnie idiotycznie. Oczy jej rozszerzy-
Å‚y siÄ™ ze zdumienia.
Co znów zrobiłam?
Pierwsza zaczęłaś mnie całować!
S
R
To nie ja!
Ależ tak! To ty! Przyznaję, że też- miałem na to ochotę, ale ja
bym się powstrzymał.
Naprawdę? - spytała z odrobiną sceptycyzmu w głosie.
Kiedy kobieta rzuca się na mężczyznę tak jak ty, trzeba trochę
czasu, żeby poskromić instynktowną reakcję.
Nie rzuciłam się na ciebie!
Pani doktor, proszę mnie zle nie zrozumieć. Jesteś piękną kobie-
tą, ale cokolwiek wydarzyłoby się między nami, nie miałoby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]