[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To ja, Fliss. Mógłbym wejść?
Męski głos, który odezwał się po drugiej stronie drzwi, z całą
pewnością nie był głosem Grahama Blanda.
91
RS
- Morgan, czy to ty? - zapytała Fliss, chcąc się upewnić, czy
przypadkiem nie ma jakichś omamów słuchowych i czy naprawdę
kwadrans po jedenastej wieczorem do drzwi jej domu w Whittersley
dobija się jej mąż.
- A któżby inny? - żachnął się. - Przecież chyba poznajesz...
- Tak, tak - przyświadczyła skwapliwie, otwierając drzwi. - No,
proszę, wejdz do środka. Chociaż wcale nie spodziewałam się ciebie,
szczerze mówiąc, po tak długiej nieobecności i braku jakiegokolwiek
znaku życia.
Morgan zignorował jej uwagę wypowiedzianą wyraznie uszczypliwym
tonem. Wszedł w milczeniu do przedpokoju, zdjął i powiesił płaszcz.
- Przepraszam cię za tak pózną i tak niespodziewaną wizytę -
odezwał się, zerknąwszy na nią z ukosa. - Ale mój przyjazd do
Whittersley wyniknął z tego, że sam miałem niespodziewanego gościa
dziś wieczorem.
- Gościa płci żeńskiej? - palnęła Fliss.
- Nie! Skąd ci to przyszło do głowy? - zdziwił się. - To był mężczyzna,
tyle że duchownego stanu...
- Graham Bland?
- We własnej osobie. Gdy go zobaczyłem, to pomyślałem nawet w
pierwszej chwili, że ty go do mnie przysyłasz, ale...
- Jak mogłabym przysłać do ciebie Grahama, skoro nie miałam
pojęcia, gdzie przebywasz? - spytała zasadniczym tonem, przechodząc
do salonu.
Morgan ruszył za nią.
- No, prawda, nie wiedziałaś, gdzie mieszkam -przyznał z pewnym
rodzajem skruchy.
Fliss wskazała mu krzesło. Posłusznie usiadł i oparł się łokciem o blat
stołu.
- Napijesz się czegoś? - spytała. - Kawy, herbaty? A może zrobić ci
drinka?
- Dziękuję - odmówił. - Chyba że miałabyś coś zimnego, na przykład
colę.
92
RS
- Mam, zaraz ci przyniosę. Tylko mi powiedz, czego Graham Bland
chciał od ciebie - niecierpliwiła się.
- Trudno tak... jednym słowem - mruknął Morgan. - Może jednak
najpierw bym się napił?
- No, dobrze... - przystała Felicity.
Pobiegła do kuchni i przyniosła mężowi puszkę z napojem. Opróżnił ją
niemalże jednym haustem.
- Niesamowicie byłem spragniony - stwierdził, odstawiając pustą
puszkę na stół. - Powinienem był się czegoś napić przed wyjazdem z
domu, ale chciałem jak najszybciej z tobą pogadać. Kiedy tylko Bland
sobie poszedł, natychmiast wskoczyłem do samochodu i przyjechałem
tu do ciebie.
- To masz już samochód? - zdziwiła się Fliss.
- Mam - potwierdził Morgan. - Kupiłem wóz z drugiej ręki, ale w
całkiem niezłym stanie, za część pieniędzy, które dostałem od wydawcy.
I wynająłem sobie małe mieszkanie...
- Podobno w Salisbury?
- Skąd wiesz?
- Graham cię tam widział.
- Ach, tak! - rzucił Morgan z pewnym przekąsem.
- Widział też tabliczkę z twoim imieniem i nazwiskiem przy
domofonie w starej kamienicy w pobliżu katedry - dodała Fliss.
- Szpiegował mnie?
- Powiedzmy, że chciał zaspokoić ciekawość -sprostowała. - Dlatego
właśnie podszedł do samych drzwi domu, w którym zniknąłeś mu z oczu.
Z ciekawości.
- Ach, tak! - powtórzył takim samym, jak przed chwilą, cierpko
ironicznym tonem.
- I zanim odszedł - kontynuowała Felicity, decydując się w
rozmowie z mężem niczego, co wie, nie ukrywać i wszystko, co się da,
wyjaśnić do końca - zdążył jeszcze zauważyć, że przyjąłeś gościa... jakąś
młodą atrakcyjną kobietę.
- Fliss, to mogła być tylko Linda Giles! - wykrzyknął Morgan. - Nikt
93
RS
inny mnie jeszcze z Salisbury nie odwiedzał poza Lindą i tym twoim
pastorem Blandem.
- To nie jest żaden m ó j pastor Bland - podkreśliła dobitnie.
- Tak czy inaczej - stwierdził pojednawczo - nikt mnie nie odwiedzał
poza Lindą i Blandem.
- A skąd to Linda wzięła się u ciebie?
- Byłem u Gilesów w Londynie - wyjaśnił Morgan - i powiedziałem
im, gdzie teraz mieszkam. Linda zaraz się wprosiła z wizytą, bo to
nachalna i wścibska baba, na dodatek niesamowicie wynudzona przy
Paulu, wiecznie zajętym międzynarodowymi interesami. Wpadła do
mnie któregoś popołudnia... Pozbyłem się jej najszybciej, jak tylko to
było możliwe! - podkreślił.
- Nie zatrzymałeś jej na noc, żeby sobie odpoczęła po podróży z
Londynu do Salisbury? - rzuciła Fliss, niby to mimochodem.
- Zwariowałaś? - obruszył się Morgan. - Po pierwsze, to jej nie lubię,
po drugie, nie mam czasu na przyjmowanie gości, bo piszę książkę, a po
trzecie nie mam w moim małym mieszkanku pokoju gościnnego.
- Ale jakieś łóżko na pewno masz, więc mogłeś ją przygarnąć! -
palnęła Fliss.
Zirytowany Morgan zerwał się z krzesła.
- W moim łóżku nie ma miejsca dla Lindy Giles ani dla żadnej innej
kobiety poza moją ślubną żoną, zapamiętaj to sobie raz na zawsze! -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]