[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mieliśmy w domu alkohol. - Brett znów zachrypł. - Tak czy inaczej, w
112
RS
chwili gdy weszła do kliniki, chyba nie była już w stanie myśleć
trzezwo. Tak mi przynajmniej oficjalnie powiedziano. Ale oczywiście
nikt w tę wersję nie uwierzył.
- Biedny Brett - powiedziała Sara najdelikatniej jak umiała.
Wyciągnęła rękę i położyła ją na dłoniach Bretta kurczowo
ściskających blat stołu. - I na dodatek miałeś stale do czynienia z
ludzmi, powtarzającymi kłamstwa o tobie. I musiałeś stale uważać,
żeby plotki nie dotarły do Tony'ego. Czy odbiło się to też na twojej
praktyce?
- Na szczęście wszyscy, nawet plotkarze, w obecności Tony'ego
trzymali język za zębami. A moi przyjaciele, na których mi naprawdę
zależało, znali prawdę i wierzyli w nią. - Westchnął głęboko. - Tak,
przez jakiś czas odbijało się to też na moim życiu zawodowym. Ale
na szczęście ludzie, gdy w grę wchodzi ich własna wygoda, mają
krótką pamięć. W tej części miasta byłem jedynym weterynarzem.
- Biedny Brett - powtórzyła Sara. - Tak mi przykro, że przeze mnie
to wszystko znów stanęło ci tak żywo w pamięci. Ale... ale nie możesz
się winić z powodu śmierci Mirandy.
- Tak myślisz?
- Oczywiście. Nie mogłeś wiedzieć...
- %7łe połknie te pastylki? Tak, tego nie mogłem wiedzieć. Jednak
gdybym o tym wcześniej pomyślał, żyłaby nadal.
- Ale jak mogłeś się tego domyślić? - krzyknęła Sara, nie mogąc już
dłużej znieść jego udręki. - Och, Brett, tak mi przykro, że
przypomniałam ci o tym...
- Niepotrzebnie jest ci przykro.
Podniósł jej rękę ze stołu i spojrzał na nią wzrokiem, w którym
malował się zarówno smutek, jak czułość i łagodność.
- Cieszę się, że wiesz. Nie lubię mówić o tym. Inaczej już wcześniej
wiedziałabyś o wszystkim.
Wyznanie to brzmiało szczerze. Głos Bretta dzwięczał już jak
dawniej. Sara domyśliła się, że opowiedziawszy jej swoją historię
poczuł ulgę. Może wreszcie uporał się z dręczącymi go koszmarami.
Ciepłe światło rozbłysło w oczach Bretta. Gdy na nią patrzył, to
113
RS
ciepło udzielało się także Sarze. Wyrzucała sobie, że odkąd go
poznała, nigdy właściwie nie potrafiła wyobrazić sobie jego
problemów, tak bardzo pochłaniały ją własne sprawy.
Stwierdziwszy to, doszła do wniosku, że może tu właśnie kryła się
przyczyna, dla której przez dziesięć lat żyła w samotności. Tak
bardzo skupiła się na sobie, że dopiero Brett zbudził ją pocałunkiem
jak Zpiącą Królewnę. Teraz, nagle, chciała mu to wszystko
wynagrodzić. %7łe tyle wycierpiał. %7łe więcej myślała o sobie niż o nim.
%7łe zaczęła rozmowę na temat tak bardzo dla niego bolesny.
Kilka pytań pozostawało wciąż jeszcze bez odpowiedzi. Winę za
nieudane małżeństwo ponosiła, zdaniem Bretta, Miranda. Ale
najprawdopodobniej zawinili oboje. Coś musiało sprawić, że związek
dwojga bliskich sobie ludzi nagle przestał być dobry.
Sara ujrzała uśmiech na twarzy Bretta i pytania, na które ciągle
nie znała odpowiedzi, przestały być ważne. Myślała tylko o tym, co
zrobić, by Brett znów poczuł się dobrze.
Uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko.
- Chodzmy do domu - powiedziała cicho.
- Do domu? - powtórzył/Wiedziała, że próbował dostosować się
do jej nastroju i zatrzeć w pamięci niedawne wspomnienia. - Ale
chyba nie masz na myśli Caley Cove? Bo nie wiem, czy zniosę tak
długie oczekiwanie.
- Ja też nie wiem - przyznała Sara.
Kilka minut pózniej oboje stali znów w holu hotelowym przed
pokojem Bretta. Tym razem jednak Sara nie wspomniała już, że
chciałaby wrócić do siebie.
Następnego ranka Brett obudził się pierwszy. Usiadł w łóżku,
spojrzał na kobietę, śpiącą spokojnie obok niego, i delikatnie dotknął
ręką jej policzka, a gdy obudziła się, spojrzała na niego i uśmiechnęła
się, powiedział mocnym głosem:
- Kocham cię, Saro. Czy zostaniesz moją żoną?
114
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Oczy Sary, pełne jeszcze snu i niezbyt przytomne, na dzwięk słów
Bretta otworzyły się szeroko. Usiadła na łóżku.
-Co takiego? - wymamrotała drżącym głosem, podciągając kołdrę
pod samą szyję. - Co ty powiedziałeś, Brett?
- Słyszałaś, co powiedziałem. Chcę się z tobą ożenić.
- Nie! - Sara krzyknęła, jakby przeszył ją nagły ból. Brett skrzywił
się. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie kochasz mnie, Saro?
Powiedział to spokojnie, ale Sara wyczuła w jego głosie napięcie.
Zrozumiała, że nie ma wyboru. Brett musi poznać prawdę.
- Kocham - odrzekła i dostrzegła błysk łez w jego oczach. - Tak,
Brett, bardzo cię kocham. Myślę, że zakochałam się w tobie od
pierwszego wejrzenia. Jednak nie mogę cię poślubić.
- Dlaczego? - spytał i mocno ścisnął jej rękę. - Dlaczego nie możesz
mnie poślubić, Saro? Kocham cię i chcę być z tobą już zawsze. -
Kąciki ust Bretta uniosły się lekko. - Nie dopuszczałaś mnie do siebie,
a mimo to nigdy nie czułem się szczęśliwszy. A wszystko to
zawdzięczam tobie, Królowo Zniegu. Twojemu ciepłu, którego
starałaś się nie okazywać... nawet mnie. Twym uśmiechom, których
często nie udawało ci się zamaskować. Tak wiele nas łączy, Saro.
Choćby twoje uczucie do mojego syna. Jeśli się nie mylę... ty go
kochasz. Przy tym potrafisz być wspaniałą kobietą, kochającą
namiętnie, bez opamiętania. Nie odrzucaj tego wszystkiego dla... -
Brett zawahał się, widząc białe pręgi w miejscu, gdzie ściskał jej rękę
zbyt mocno. - Dla świętego spokoju, do którego przywykłaś
dokończył i delikatnie roztarł jej rękę.
- Dla świętego spokoju? - zdziwiła się Sara. - Nie zależy mi na nim.
- Naprawdę? Więc dlaczego, Saro?
Sara przełknęła ślinę i jeszcze szczelniej owinęła się kołdrą.
- Dlatego... dlatego... Tak, wiem, ty teraz myślisz, że mnie kochasz,
Brett. Może zresztą jest tak naprawdę. Ale potem, za jakiś czas,
115
RS
zmienisz zdanie. Znudzę ci się. Tak jak znudziłam się Jasonowi.
Chociaż będzie ci ze mną łatwo...
- Do diabła, kobieto, ja nie jestem Jasonem! - ryknął Brett. - Ile
razy muszę ci to powtarzać? - Bruzdy wokół ust Bretta pogłębiły się,
oczy błyszczały mu gniewnie. - Bądz tak dobra i zrozum, że to ja
najlepiej wiem, co czuję i myślę. Zaufaj mi choć trochę. Nigdy mi się
nie znudzisz. I wiedz, że nie spotkałem kobiety tak trudnej do
zdobycia jak ty.
- Och - powiedziała Sara cicho.
- Och? - Brett spojrzał na nią uważnie. - Czy to wszystko, co masz
mi w tej sprawie do powiedzenia?
- Nie, Brett... Wdzięczna ci jestem za tę propozycję. Nie chcę cię
zranić. Masz rację, bardzo lubię Tony'ego. Jednak wyjść za ciebie nie
mogę. Nie chcę już wychodzić za mąż. Nie chcę znów upokorzenia.
Ale to nie tylko to. Gdyby twoje małżeństwo z Mirandą było udane,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]