[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpacz zaczęła przycichać. Przypomniała sobie momenty, kiedy byli blisko,
najbli\ej... coraz wy\sze fale miłosnego uniesienia, które wynosiły ich a\ do
gwiazd. Ta miłość dawała schronienie. Wiedziała to wówczas i jakoś
przedziwnie znowu zaczęła być tego pewna teraz.
Zadzwoni dzisiaj. Zmusi go palące pragnienie usłyszenia jej głosu,
pragnienie, które ją niemal rozrywało od wewnątrz. Zadzwoni, gdy tylko będzie
mógł.
Trochę ju\ spokojniejsza, Briona przebrała się w codzienny strój, \eby
natychmiast móc zbiec do recepcji, kiedy Daisy da jej sygnał brzęczykiem, i
znowu zasiadła w fotelu. Wtedy dopiero poczuła całe znu\enie ostatnich dni.
Przez chwilę walczyła ze sobą, a\ wreszcie przemknęła na łó\ko, przykrywając
się kocem. Tylko na chwilkę, \eby odrobinę rozprostować kości, pomyślała
wpatrzona w paryskie zdjęcie, które trzymała w dłoni. Było jej jedyną pamiątką
po Paulu i za \adne skarby nie rozstałaby się z nim. A potem powieki stały się
tak cię\kie, i\ w \aden sposób nie dało się powstrzymać ich opadania...
Tak właśnie, śpiącą w ubraniu, z włosami rozrzuconymi na poduszce,
znalazła ją Daisy, kiedy wróciła wczesnym rankiem z dy\uru. Przez kilka
sekund patrzyła ze współczuciem na przyjaciółkę, a potem podciągnęła jej koc
pod brodę. Wtedy dostrzegła te\ fotografię, która wysunęła się z ręki Briony i
le\ała przy łó\ku. Daisy nachyliła się, wygładziła zgniecione nieco zdjęcie i
przyjrzała mu się uwa\nie.
Nie znała mę\czyzny, który towarzyszył Brionie, ale dziewczyna
wyglądała na taką szczęśliwą i promienną. Odkładając błyszczący kartonik na
blat stolika Daisy spostrzegła, \e nie ma na nim podobizny Matthew. Dziwne.
W tym właśnie momencie Briona drgnęła i otworzyła półprzytomne oczy,
a widząc nad sobą twarz kole\anki, chwyciła ją gwałtownie za rękę.
Dzwoni? Teraz? Na dole?
Kochanie Daisy cię\ko usiadła obok przyjaciółki kochanie, to tylko
sen. Matthew ju\ nigdy nie zadzwoni... on... on...
Nie Matthew, Paul. Przecie\ prosiłam cię, \ebyś mnie obudziła, kiedy
zatelefonuje, prosiłam!
Paul? powtórzyła zdumiona Daisy. A kto to taki? Ale nic, nie martw
się, nikt nie dzwonił.
Wargi Briony zaczęły dr\eć, oczy napełniły się łzami i dziewczyna
gwałtownie odwróciła się do ściany. Kole\anka delikatnie pogładziła ją po
ramieniu.
Pole\ spokojnie, a ja wezwę lekarza. Trudno się dziwić, taki straszny
cios...
Nie chcę \adnego lekarza! krzyknęła histerycznie Briona. Gdzie
moje zdjęcie?!
O to ci chodzi? zapytała Daisy i pospiesznie sięgnęła na stolik.
Briona chwyciła fotografię i usiadła na łó\ku. Wpatrzyła się w pamiątkę
minionego szczęścia, a potem z bolesnym grymasem na twarzy spojrzała na
przyjaciółkę.
Och, Daisy, wszystko jest takie brudne, takie ohydne... Daisy
przygarnęła szlochająca Brionę, zaczęła lekko kołysać ją w ramionach i powoli
wydobyła z niej całą opowieść.
No có\ powiedziała na koniec zawsze uwa\ałam, \e zbyt wcześnie
zdecydowałaś się pozostać ju\ na zawsze z jednym mę\czyzną. Nie mo\esz
siebie obwiniać za to, co się stało. To było nieuchronne.
Tak właśnie sobie mówiłam wyszeptała Briona. Audziłam się, \e
usprawiedliwieniem dla wszystkiego jest nasza miłość. A tymczasem on nie
zadzwonił, chocia\ obiecywał!
Sheena cię ostrzegała, powiedział jakiś szyderczy wewnętrzny głos. Paul
to wieczny myśliwy; mało go interesują zdobyte ju\ trofea ... Przymknęła oczy.
Przez ostatnie kilka dni widziała, jak cały świat wali się dokoła niej, i jedynym
oparciem był Paul. Jedynym...
Poniewa\ nie padłam przed nim od razu na kolana, potraktował to jako
wyzwanie powiedziała bardzo cicho. Poniewa\ nale\ałam do kogo innego,
chciał, bym na chwilę stała się jego własnością.
To tylko przypuszczenia, prawda? A wtedy czułaś, \e na pewno cię
kocha; trzymaj się tej pewności.
Briona poczuła, jak opanowanie i \yczliwość kole\anki zaczynają się jej
udzielać. Sięgnęła do pudełka z chusteczkami i wytarła nos. Płacz był jej
potrzebny; tyle smutków nazbierało się przez ostatnie dni w jej duszy jak
zwęglone drewienka.
Mo\e rzeczywiście nie mógł znalezć sposobu, \eby skontaktować się z
tobą; mo\e jakaś powódz albo zamieszki, mo\e tam, gdzie jest, wprowadzono
stan wojenny? Ale w agencji muszą wiedzieć, jak mo\na się z nim skontaktować
w ciągu najbli\szych dni. Czemu do nich nie zadzwonisz?
Nie! Briona poczuła, \e wraca jej wiara w Paula i w jego miłość.
Paul kilka razy powtarzał, i\ muszę mu zaufać. Przy takiej pracy jak jego co za
po\ytek z rozhisteryzowanego dziewczątka, ścigającego go telefonami po całym
świecie.
Ja na twoim miejscu zadzwoniłabym sucho oświadczyła Daisy. Być
mo\e są jakieś wa\ne powody, ale fakt jest faktem, \e odezwać miał się w
poniedziałek, a dzisiaj jest ju\, chwalić Boga, czwartek.
Nie stanowczo powiedziała Briona. Moje załamanie jest reakcją na
to, co stało się ze mną i Matthew, a nie na brak telefonu od Paula. Dobrze
wiedziałam, co robię, zdradzając narzeczonego. Gdyby dowiedział się, obojętne,
wcześniej czy pózniej, straszliwie by cierpiał. I to ja muszę nauczyć się \yć z tą
myślą, a nie Paul. Sama podejmowałam decyzję. Odrzuciła koc i spuściła nogi
na podłogę. Właśnie zaczynam się uczyć. Kocham Paula, a on kocha mnie. I
na pewno zadzwoni, wiem o tym! Teraz pora na prysznic. Za godzinę zaczyna
się mój dy\ur.
Ale\ Briono, chyba nie zamierzasz dzisiaj pracować?
A co mam robić innego? Siedzieć tutaj na łó\ku i chlipać?
I wróciła do rutyny codziennych zajęć hotelowych, w ka\dej chwili
oczekując znaku od ukochanego. Tak minął czwartek i piątek, potem wolno
przesunęła się sobota i niedziela. Godzina za godziną, dzień za dniem nadzieja
więdła. W poniedziałek odbył się pogrzeb Matthew i Daisy pojechała z Brioną
na cmentarz. Przez cały czas ceremonii czuła się tak, jakby \egnała na zawsze
starego przyjaciela, ale nie mę\a. Kilkakrotnie ze zdumieniem spostrzegała
obrączkę na lewej dłoni. Ciałem i duszą była \oną Paula. Ale czy Paul myślał
jeszcze o tym ciele i tej duszy?
Kiedy znalazły się z powrotem w Dabell s Hotel, Daisy nie wytrzymała.
Na miłość boską, zadzwoń\e do tej agencji, dowiedz się, gdzie teraz jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]