[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co raki?
No, coście tak zgłupieli? Mało, że nas przegonią, to jeszcze wypłoszą wszystko! O
łowieniu mowy nie będzie! A kto ich tam wie, może sami wyłapią& Ja się tu poniewieram po
przedhistorycznych piszczelach, jak jaki półgłówek, narażam się, nic nie mówię, a wy chcecie
wszystko zaprzepaścić& ?!
O Boże& ! jęknęła Okrętka.
On ma trochę racji& przyznał zakłopotany Zygmunt, i nagle jakby oprzytomniał.
Ale czekajże, po co ty chcesz kogoś zawiadamiać? Uważasz, że oni o tym nie wiedzą? To
niby kto tu kopał?
No, przecież nie archeolodzy!
Skąd wiesz?
Chyba ci się umysł pomieszał! Nie widzisz, co się tu dzieje? Oni to robią porządnie i
delikatnie, nie zostawiliby tych rzeczy, coś ty?! Tu kopał jakiś wandal, barbarzyńca, może
nawet sam nie wiedział co kopie, może szukał czegoś głębiej, może i rzeczywiście
zakopywał& Może wrócić, jeszcze pokopać, poniszczyć wszystko aż do środka!
A mówiłem, że tu były bandziory wytknął Januszek z satysfakcją,
Ja się nie zgadzam, żeby stróżować i pilnować! przerwała gwałtownie Okrętka, od
razu zdenerwowana. Wiem doskonale, że za chwilę coś takiego wymyślicie. Zawsze macie
takie potworne pomysły! Ja się nie zgadzam!
Toteż mówię, trzeba natychmiast zawiadomić archeologów&
A raki& ? przypomniał znów Januszek.
Okrętka z jękiem usiadła na kupie ziemi. Zygmunt z namysłem przyjrzał się całemu
otoczeniu.
Tych facetów to ja w ogóle nie rozumiem oznajmił niechętnie. %7łeby ich piorun
strzelił, zapaskudzili cała sytuację. Kopali tu nie wiadomo po co. zasypywali w tajemnicy, on
mówi. że się czaili na siebie, zostawili samochód, jednemu dali wycisk nie z tej ziemi& O co
tu chodzi?
No właśnie. I nie wiadomo, co jeszcze wykombinują. Tu się coś dzieje, nie możemy
dopuścić do zniszczenia skarbów kultury, to są nasze własne skarby naszej własnej kultury,
trzeba kogoś zawiadomić& !
A raki& ?
Tereska otworzyła usta i zamknęła, zatroskana i zdenerwowana niebotycznie. Okrętka z
cichutkim jękiem rozczochrała sobie wszystkie włosy na głowie. Zygmunt ze zmarszczonymi
brwiami patrzył w ziemię, intensywnie rozmyślając. Januszek miał rację, problem był
niesłychanie kłopotliwy. Z jednej strony raki, jedyna okazja w życiu, z drugiej wykopalisko,
niewątpliwie również sztuka na raz, nie trafia się na coś takiego codziennie. Ponadto
wykopalisko zagrożone zniszczeniem& Należało się zdecydować, albo utrata raków, albo
utrata bezcennych skarbów przedhistorycznej kultury&
Po dość długiej chwili przedhistoryczna kultura zwyciężyła. Kategoryczny protest Okrętki
wykluczał możliwość zabezpieczenia znaleziska przed nieznanymi barbarzyńcami we
własnym zakresie. Przez noc mogli narobić szkód niewyobrażalnych. Stanęło na tym, że
Zygmunt nie spocznie, dopóki nie dopadnie jakiegoś archeologa, przed udzieleniem
informacji zbada stosunek swego rozmówcy do raków, następnie zaś postawi warunek. Powie
wszystko, ale w nocy zostawią ich w spokoju i pozwolą łapać. Ewentualni strażnicy,
obojętnie jakiej profesji, będą zachowywać się cicho i trzymać z daleka od rzeczki. Tylko do
jutra, rzecz jasna, jutro już mogą sobie robić, co zechcą.
Zygmunt wsiadł na rower i odjechał na poszukiwanie wsi i komisariatu MO, nie mając
pojęcia, gdzie może znalezć jedno lub drugie. Tereska, Okrętka i Januszek pozostali na
gospodarstwie, niezmiernie przejęci, pełni emocji, zdenerwowani, to snując przypuszczenia
natury historycznej, to niepokojąc się możliwością powrotu destruktywnie nastawionych
złoczyńców. Januszek na wszelki wypadek sporządził procę, co przyszło mu z łatwością,
ponieważ odpowiednią gumę zawsze nosił przy sobie.
Jakby co, to ja w nich z ukrycia zaraportował. Nie zobaczą mnie, nie ma obawy,
ona daleko niesie. Nie mówię, że ich zaraz pozabijam, na to nie liczcie, ale nikt nie wytrzyma,
jak co i raz będzie dostawał w ucho kamieniem. Gdzie indziej też może dostać&
Całkiem niezła myśl pochwaliła Tereska. W razie gdyby Zygmunt nic nie
załatwił, możesz do nich strzelać przez całą noc. W takich warunkach niewiele zrobią.
Złapią go i zamordują przepowiedziała ponuro Okrętka.
E tam, złapią& Ucieknie. A jeśli będą go ganiać w ciemnościach po lesie, tym bardziej
nic nie rozkopią. Będziemy ich mylić, szeleścić albo warczeć, albo cokolwiek&
Po prostu cudownie. My będziemy warczeć po lesie, a raki złowią się same. Zdawało
mi się, że zależy nam na rakach.
Tereska doznała olśnienia.
Same& ! Wiesz, że to jest świetna myśl! Oczywiście, że same! Zastawimy na nie
pułapkę, mówiliśmy o tym wczoraj, dobrze, że mi przypomniałaś. Ta ruina kosza bardzo
dobrze się nada, Januszek, skocz po kosz!
Kosz istotnie okazał się znakomity. Należało tylko zatkać jakoś dziurę w dnie, umocować
haczyk, umieścić na haczyku żabę i całość zatopić na dnie rzeczki. Potem wystarczał jeden
ruch, żeby wydobyć cały łup, kłębiący się na przynęcie. Efekty powinny być bez porównania
okazalsze niż przy posługiwaniu się wędką i siatką.
Szkoda, że nie znalazłeś dwóch koszy! westchnęła z żalem Okrętka.
Nie wymagaj za wiele. Szkoda, że nie znalazł go zaraz na początku, mielibyśmy już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]