[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widziałem. Julian jest mężczyzną, który musi otaczać się pięknymi kobietami,
wybaczającymi mu zdrady. Taka „wybranka" jest jego oczkiem w głowie,
dopóki robi to, co on chce.
- Uważasz, że Margaret pasuje do tej roli? Wzruszył ramionami.
- Są do siebie bardzo podobni. Oboje lubią walczyć do upadłego i uwielbiają
manipulować innymi. Życzę im szczęścia. Naprawdę nic mnie nie obchodzą.
Bylebym tylko wygrał sprawę o wyłączną opiekę nad Mel.
Słysząc imię jego córki, Rose się zakrztusiła. Dave poklepał ją po plecach.
- W porządku? - spytał, a kiedy wypiła łyk soku i kiwnęła potakująco głową,
spokojnym tonem dodał: - Kiedy wspomniałem o Mel, od razu zaczęłaś
kaszleć. Czyżby z jej powodu mogło dojść między nami do nieporozumień?
77
- To możliwe. Mówiłam ci już, Dave, że źle znoszę towarzystwo dzieci.
- Dlaczego?
- Bo taka już jestem! - wybuchnęła.
- Co się stało? Powiedz mi, Rosie.
- Ja... nie, nie teraz - wyjąkała. - To wytrąciłoby mnie z równowagi na cały
dzień, a do tego nie mogę dopuścić.
- Rozumiem - mruknął, przeczesując palcami włosy, a potem zerknął na
swój pusty już talerz. - Jedzenie było wyśmienite. Dziękuję, że pozwoliłaś mi
przyjść na śniadanie. - Wstał, zebrał ze stołu naczynia i włożył je do zmywarki.
- Wychodzisz?
- Sam nie wiem, Rosie. Myślę, że tak będzie najlepiej... przynajmniej w tej
chwili.
- Dlaczego? Czy zamierzasz powiedzieć coś, czego potem mógłbyś żałować?
- Nie o to chodzi. Zresztą nic już nie rozumiem. Mam wrażenie, że kręcimy
się w kółko. Ja pragnę być z tobą, a ty chyba chcesz być ze mną... nie tylko w
sensie fizycznym. Nigdy dotąd nie spotkałem kogoś takiego jak ty, Rosie -
wyszeptał, kładąc dłonie na jej ramionach. - Jesteś bezpośrednia i szczera, ale
kiedy chcesz, potrafisz być jak sopel lodu.
- To samoobrona - wymamrotała, zamykając oczy. Jego bliskość miała na
nią zbawienny wpływ.
- Wiem. Wszyscy reagujemy jak kolczatki. W sytuacji zagrożenia
natychmiast się jeżymy.
- Czy myślisz, że będę w stanie przedrzeć się przez twoje kolce, Dave?
- A chciałabyś?
- Sama nie wiem. Wszystko dzieje się zbyt szybko, ale mimo to nie widzę
sposobu, żeby zwolnić tempo.
- Zwłaszcza kiedy wpadam tu na śniadanie.
- Czyżbyś słyszał, żebym protestowała?
- A czy dałem ci na to czas? - Pochyli! głowę i dotknął policzkiem jej szyi. -
Niewiarygodnie pięknie pachniesz. Przeżywam katusze, nie mogąc cię pieścić,
Rosie.
Odwróciła się przodem do niego, pogładziła dłońmi jego twarz i pocałowała
w usta. W takich momentach jak ten miała wrażenie, że czas staje w miejscu.
- Kochanie - wyszeptał w kilka minut później, kiedy oderwał wargi od jej
ust. - Dochodzi wpół do ósmej, więc muszę jechać do szpitala na obchód. -
Pochylił się i przelotnie ją pocałował. - Czy mam ci pomóc posprzątać?
- Nie. Przed wyjściem z domu włączę tylko zmywarkę.
78
- A kiedy wyruszasz?
- Za jakieś dwie minuty.
- W porządku. Miłego dnia. Czy nasza dzisiejsza kolacja jest nadal aktualna?
- Oczywiście, Dave.
- Wobec tego będziemy mogli jeszcze sobie porozmawiać - powiedział,
całując ją na pożegnanie. - Wybacz mi, Rosie. Uprzedzałem cię, że nie potrafię
oprzeć się twoim wdziękom.
79
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Dave przez cały dzień nerwowo liczył minuty dzielące go od kolacji z Rosie.
Nie kłamał, mówiąc jej, że działa na niego jak narkotyk, bo istotnie im częściej
ją widywał, tym trudniej było mu zapanować nad zmysłami.
- Co z tobą, Dave? - spytała Sadie, wprowadzając do gabinetu ostatnią
pacjentkę. - Od rana jesteś niespokojny.
- Pewnie cieszy się z jutrzejszego spotkania z córką - odrzekła za niego
pacjentka.
- Może - przyznała Sadie, a Dave uśmiechnął się pod nosem, uważając, że
bezpieczniej jest pozwolić im myśleć, co chcą.
- Ile ona ma lat? - dociekała pacjentka, która tego dnia nie była pierwszą
osobą zadającą mu to pytanie.
Kiedy w końcu został sam i zaczął robić notatki, usłyszał na korytarzu czyjeś
kroki.
- Co tam znowu? - mruknął z niezadowoleniem, a gdy do pokoju weszła
Rosie, uśmiechnął się z ulgą i zdziwieniem.
- Co za dzień! - westchnęła, siadając.
- Jak się miewasz?
- Dobry zdrowy sen załatwiłby wszystko, ale mnie nie jest on chyba pisany.
- Och, kłamiesz. Wiem, że świetnie spałaś tej nocy, kiedy zatrułaś się... No,
to znaczy, gdy przestałaś wymiotować.
- Daj spokój! - Skrzywiła się z niesmakiem i ukryła twarz w dłoniach. -
Musiałam okropnie wtedy wyglądać.
Dave przykucnął obok jej krzesła.
- Wyglądałaś zadziwiająco.
- Chyba zadziwiająco okropnie! - sprecyzowała.
- Nie. Zadziwiająco cudownie - wyszeptał, głaszcząc ją po policzku. - Muszę
cię pocałować.
- Zgoda - odrzekła, a zbliżając do niego głowę, zbyt mocno się o niego
oparła.
- Ojej! Trzymaj się, Rosie... - Objął ją, licząc, że to pozwoli utrzymać mu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]