[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w beczkę.
– Nie damrady!
– Owszem, dasz – powiedział, siadając w fotelu pasa-
żera. Wyraźnie starał się nie zwracać uwagi na zadrapa-
nie lakieru. – No, to jeszcze raz. Wrzuć kierunkowskaz
i kierownicą w prawo.
Korzystając z jego wskazówek, zdołała jakoś zapar-
kować bezkolizyjnie.
– Zdałam?
– Nie, dopóki nie zaparkujesz z drugiej strony.
– Z drugiej strony? Nie potrafię!
– Musisz się nauczyć. Do roboty!
38
MELANIE MILBURNE
Po kilku nieudanych próbach załamała się.
– Obleję ten egzamin. Na pewno.
– Nie oblejesz. – Dotknął jej ramienia i spojrzał jej
w oczy. – Wiem, że dasz sobie radę.
Poprzez cienką bawełnę bluzki czuła ciepło jego pal-
ców. Zerknęła na jego usta i zwilżyła wargi.
– Naprawdę tak myślisz? – szepnęła.
– Tak. No, do roboty. Przejedź obok beczek, jakby to
były samochody, i...
Brzdęk!
– Rebecco, skup się! – wycedził przez zęby.
– Przecież się skupiam! – warknęła.
– Wcale nie. Miotasz się jak...
Wyskoczyła z samochodu, trzaskając drzwiami.
– Rebecco... – Wysiadł za nią.
– Nie nazywaj mnie tak! – Odwróciła się do niego.
– Nikt inny mnie tak nie nazywa, tylko ty!
– Wsiadaj, spróbujesz jeszcze raz.
– Nie. – Splotła ręce na piersi i patrzyła na niego
wyzywająco. – Nie zmusisz mnie.
– Nie? – Złapał ją i przyciągnął do siebie brutalnie.
– Wsiadaj, ale już!
Uniosła głowę i spojrzała na niego prowokacyjnie.
– Zmuś mnie.
Gwałtownie wróciła do rzeczywistości. Nie chciała
wspominać tego pocałunku i ciszy, w jakiej Jack odwoził
ją do domu. Nie chciała pamiętać ich złączonych ust
i tego, jak tuliła się do jego ciała.
Biegiemwróciła do mieszkania, dysząc, jakby ścigały
ją moce piekielne. Przy drzwiach wejściowych zatrzyma-
ła się raptownie. Były otwarte na oścież.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Wstrzymała oddech i przez dłuższą chwilę gapiła się
na drzwi, zastanawiając się, co robić. Mogłaby wezwać
policję, tyle że zostawiła komórkę na łóżku, gdy się
przebierała. Nie była pewna, czy ma ochotę wchodzić do
mieszkania, w którym może czaić się napastnik.
– Halo! – zawołała, siląc się na lekki ton, jak gdyby
spodziewała się kogoś znajomego. – Już jestem!
Szerzej uchyliła drzwi i wytrzeszczyła oczy na widok
bałaganu w środku. Poprzewracane meble, ubrania pocię-
te w strzępy, na podłodze gazety i książki, jak gdyby ktoś
szukał u niej czegoś ważnego.
Weszła do sypialni i jej wzrok padł na lustro
w drzwiach szafy wnękowej. Na widok wymalowanego
krwistoczerwoną szminką napisu zamarło jej serce.
WYNOŚ SIĘ, SUKO, ALBO ZDYCHAJ!
Po omacku sięgnęła po telefon.
– Colcannon – Jack odebrał komórkę, dobiegając pod
swój domw Bondi Beach.
– Jack, to ja, Ben.
Jack zatrzymał się.
– No, stary, kopę lat! Co u ciebie?
– Posłuchaj mnie – przerwał mu Ben cichym, napię-
tym głosem. – Mam mało czasu, ten telefon ktoś może
podsłuchać. Mamkłopoty.
40
MELANIE MILBURNE
– Jakie? – Jack zmarszczył brwi.
– Nie mogę ci podać szczegółów. Pracuję pod przy-
krywką nad dużą sprawą. Największą w mojej karierze.
Ale ktoś mnie chce załatwić.
– Kto?
– Mamy u nas wtyczkę. Nie mogę spaprać tej operacji,
już dobiega końca. Takiego aresztowania nie mieliśmy od
lat. Tylko nikt nie może się dowiedzieć, kimjestem. –
Przerwał na chwilę. – Potrzebna mi twoja pomoc.
– Nie ma sprawy, Ben. Co mam zrobić?
– Musisz się zaopiekować Becky. Grozi jej niebez-
pieczeństwo, i to poważne.
Jacka przeszły ciarki.
– Wiedzą, że do siatki przedostał się jej brat, tylko nie
wiedzą, kto nimjest. Mamy tu kilku agentów. Próbują
dobrać się do mnie przez nią. Zależy im, żebym się
ujawnił i spalił całą operację.
– Im? – wyjąkał w końcu Jack.
– Chodzi o narkotyki.
Jack zastanawiał się, czy powiedzieć Benowi o wczo-
rajszymintruzie w mieszkaniu Becky, ale uznał, że nie
ma sensu. Przyjaciel ma dość własnych kłopotów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl