[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Drgnął gwałtownie.
 Do licha, Cherish, czemu tak znienacka zachodzisz mnie od tyłu?
 A czemu gapisz się godzinami w wodę, jakbyś był w jakimś transie? 
odparowała.
 Mam... mam zamiar popływać  odparł niepewnym głosem.
 Och, jest mi więc niezmiernie przykro, \e muszę ci przeszkodzić.
 Czy\bym wyczuwał drwinę w pani głosie, doktor Love?
 To nie drwina, lecz złość. Jestem na ciebie wściekła.
 O co tym razem?
Zaczepny ton w głosie Ziggy ego zirytował Cherish.
 Musisz przestać mieszać się do \ycia Garifuna. Zostaw ich natychmiast w
spokoju.
 Nie rozumiem, co masz na myśli.
 Przestań udawać. Wiesz doskonale. Twoje poczynania na wyspie są nie do
przyjęcia!  wybuchnęła Cherish.  Uczysz mieszkańców Voodoo Caye
amerykańskiego \argonu. Namawiasz do uprawiania sportu i gry w karty, a więc
do działań zupełnie obcych tradycji tych ludzi. A dzisiaj się dowiedziałam, \e 
namawiasz Garifuna, \eby wybudowali na wyspie hotel dla turystów! To, co
wyczyniasz, jest niesłychane! Jak mo\esz postępować w tak niegodziwy sposób?
 Upuszczasz sobie krwi, Doc?
 Nie zmieniaj tematu!
 A więc dobrze. Chcesz wiedzieć, dlaczego mam czelność przyjaznić się z
ludzmi, którzy okazali mi tyle serdeczności?
 Przyjazń to całkiem inna sprawa. Ty ingerujesz w ich sposób \ycia i obyczaje.
 Wolałabyś, aby na zawsze pozostali tacy, jacy są? Rozumiem ten punkt
widzenia. Wówczas szlachetna pani antropolog zdobędzie sławę, badając przez
całe lata wyizolowaną, zamro\oną społeczność i pisząc na jej temat liczne prace
naukowe. O to przecie\ ci chodzi. Mam rację?
 To nie ma nic wspólnego z...
 Ma  przerwał jej ostro.  Myślisz wyłącznie o sobie, a nie o tych ludziach.
 Nie praw mi kazania!  I kto to mówi!
 Jesteś egoistą. I intrygantem.
 A ty jesteś ślepa jak kret. Nie widzisz, co dzieje się wokół ciebie. Doc, za
du\o czasu spędzasz w swej wie\y z kości słoniowej. Sama \yjesz w
wyizolowanym świecie. Czasami tak bardzo przypominasz mi C... Cl...  urwał.
Coś usiłował sobie przypomnieć.
 Kogo?  spytała szybko Cherish.  Catherine?  Nie. Chodzi o Cl... Clo...
 Chloe? Claire? Clyde?  podpowiadała. Zacisnął mocno powieki.
 Nie. Ta kobieta nosi inne imię. Ale jakie, nie pamiętam. Wiem tylko, \e
czasami mam ochotę udusić gołymi rękami tę dziewczynę. Okropnie mnie
denerwuje, ale bardzo ją kocham.
 śonę? Siostrę? Przyjaciółkę?
 Siostrę? Tak, chyba siostrę. Nic więcej nie potrafię sobie przypomnieć.
 Ju\ po raz drugi rozmowa na temat badań naukowych przywodzi ci na myśl
siostrę  powiedziała zamyślona Cherish. Postanowiła zaprzestać sprzeczki z
Ziggym. Widziała, jak bardzo jest przygnębiony. Nie miała serca dłu\ej go
krytykować.  Ju\ sobie pójdę. A ty popływaj. Chyba \e chcesz, abym została, w
razie gdyby...
 Dziękuję  odparł szorstko.  Wracaj lepiej do babki Martinez i obserwuj
przygotowania do dugu.
 Czujesz się na siłach wziąć udział w jutrzejszej ceremonii?
 Tak.
Cherish zostawiła Ziggy ego nad brzegiem morza i ruszyła w stronę wsi. Zanim
doszła do ście\ki prowadzącej przez d\unglę na drugą stronę wyspy, rzuciła
wzrokiem za siebie. Zobaczyła, \e Ziggy nadal stoi na piasku z oczyma
wlepionymi w wodę.
Tego wieczoru znów bardzo pózno wrócił do chaty. Cherish le\ała ju\ w łó\ku.
Nie mogła zasnąć. Martwił ją zły stan psychiczny Ziggy ego. Na Voodoo Caye
przebywał ponad tydzień. Wydobrzał fizycznie, lecz amnezja nie ustępowała.
Pewnie brakowało odpowiednich bodzców. śeby więcej sobie przypomnieć,
powinien znalezć się w znanym mu otoczeniu.
Zastanawiała się, skąd pochodził i w jakich \ył warunkach. Nie podzielała
przeświadczenia Ziggy ego, \e jest człowiekiem bogatym. W ostatnim tygodniu
wprawdzie wspomniał, \e w domu jezdził czerwonym porsche, był u Maxima w
Pary\u i dość często zatrzymywał się u Ritza w Londynie. Jego opowiadania
przyjmowała sceptycznie.
Bezczynność nie prowadziła jednak do niczego. Nale\ało zacząć sprawdzać te
skąpe informacje. Ale jak? Ziggy nie miał przy sobie złamanego grosza, a
niewielkie fundusze Cherish w \adnym razie nie wystarczyłyby na wysłanie go do
Pary\a lub Londynu po to, by tam spróbował ustalić swą to\samość. Zresztą nie
miał przecie\ paszportu, więc wszelkie dłu\sze podró\e były wykluczone.
Cherish westchnęła głęboko. Postanowiła w najbli\szym czasie, zaraz po dugu,
ponownie skontaktować się z ambasadą amerykańską. Mo\e czegoś się
dowiedzieli. Jeśli nie, to trzeba będzie nakłonić Ziggy ego do działania. Był ju\
prawie zdrowy, więc mógł jechać do Belize. Im wcześniej opuści Voodoo Caye,
tym lepiej. Dla niej i dla mieszkańców wyspy.
Myśli te jeszcze bardziej pogorszyły kiepski nastrój Cherish. Przyło\yła głowę
do poduszki. Postanowiła dzisiejszej nocy nie zaglądać do Ziggy ego.
Pod wieczór Ziggy wydawał się nawet być zadowolony z tego, \e zgodził się
brać udział w tej dziwnej ceremonii. Była niezwykle uroczysta. Poprzedzona
starannymi przygotowaniami. Babka Martinez zabroniła cokolwiek fotografować,
więc Cherish, ani na chwilę nie rozstając się z notesem, bez przerwy zapisywała
swoje spostrze\enia. Rejestrowała nie tylko szczegóły obrzędów, śpiewy i tańce,
lecz tak\e wygląd poszczególnych strojów, amuletów, a nawet podawanych
potraw.
Ziggy ego nu\yło obserwowanie zajętej Cherish. Był smutny i rozgoryczony,
bo tej nocy nie zajrzała do niego ani na chwilę. Zbyt długo przebywał chyba nad
morzem, bo bardziej ni\ zwykle męczyły go potem koszmary senne. Brakowało mu
dotyku ręki Cherish na rozpalonym czole i jej łagodnych, uspokajających słów.
Prawdę mówiąc, tęsknił do jej uścisku. Najchętniej zresztą wziąłby w ramiona tę
kobietę i kochał się z nią.
 Pij, Ziggy. Do dna.  Peter Sacqui pilnował, \eby gość wychylił do końca
czarkę z napojem alkoholowym, którym raczyli się obficie wszyscy zebrani
tubylcy.
 Okropny tu hałas  narzekał Ziggy.
 Dlatego, \eby duchy mogły nas usłyszeć  wyjaśnił Peter.
 Uwa\asz, \e opętały mnie diabelskie moce i trzeba je wypędzać, odprawiając
egzorcyzmy?
 Nie wiem. Mo\e tylko nale\y ubłagać dobre duchy, \eby przywróciły ci
pamięć. Opuściła ciało, bo czegoś szuka.
 Szuka? Czego?
 Przeszłości. Wroga. Przyjaciela.  Peter wzruszył ramionami.  A mo\e
kobiety dla ciebie.
 Kobiety? Pewnie jakaś ju\ w moim \yciu istnieje  ponurym głosem
powiedział Ziggy.
 Mo\e  przyznał Peter.  W ka\dym razie brak pamięci teraz ratuje ci \ycie.
 Nie rozumiem. Co masz na myśli?
 Ten, kto ugodził w ciebie no\em, nie wie, \e \yjesz i jesteś na Voodoo Caye.
Tu jesteś bezpieczny. Jeśli nawet jakiś obcy pojawi się na wyspie, od razu
będziemy o tym wiedzieli i cię obronimy. Ale gdybyś odzyskał pamięć i wrócił
tam, skąd przybyłeś, nadal być mo\e groziłoby ci wielkie niebezpieczeństwo.
 Mo\e masz rację. O tym nie pomyślałem  przyznał Ziggy.  Wcześniej czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl