[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przesylowe robione sa jeszcze gdziekolwiek na swiecie? Ja kryje w sobie cala te
wiedze. Ja mam jednostki pamieci, cewki synaptyczne. To dzieki mnie maja co maja.
Rzeczy, które ty znasz jako mgliste wspomnienia, wyblakle legendy.
A co bedzie, gdy umrzesz?
Nie umre! Jestem wieczny!
Marniejesz. Musisz byc noszony. I twoje prawe ramie. Ledwo nim poruszasz?
Glos Sylwii byl ostry, bezlitosny. Twój caly tank jest poszczerbiony i pordzewialy.
Cos w robocie zafurczalo, przez chwile wydawal sie niezdolny do mówienie.
Pozostaje moja wiedza wyrzezil wreszcie. Zawsze bede w stanie komunikowac.
Fowler przygotowal system nadawania. Nawet gdy mówie& Przerwal. Nawet wtedy.
Wszystko jest pod kontrola. Przewidzialem kazdy aspekt sytuacji. Utrzymuje ten
system od dwóch stuleci. Musi nadal dzialac!
Sylwia gwaltownie ruszyla do akcji. Stalo sie to w ulamku sekundy. Jej opatrunkowy
bucior na nodze zahaczyl o krzesla, na których spoczywal robot. Pchnela gwaltownie
noga i rekami, krzesla zachwialy sie, zachybotaly&
Fowler! zaskrzeczal robot.
Sylwia pchala z calej sily. Oslepiajaca udreka bólu w nodze, zagryzla wargi i
popchnela barkiem wyniszczona skorupe robota. Pomachal ramionami, dziko
zafurczal, a potem oba krzesla wolno zalamaly sie. Robot zsunal sie z nich spokojnie
na plecy, wciaz bezsilnie machajac ramionami. Sylwia zwlokla sie z lózka. Usilowala
dotrzec do okna, zlamana noga zwisala bezuzytecznie, zbedny ciezar w
przezroczystej plastikowej obudowie. Robot lezal jak jakis nieporadny zuk, ramiona
w ruchu, oko soczewki cykajace, cale pordzewiale urzadzenie, furczace ze strachu i
wscieklosci.
Fowler! zapiszczal znowu. Na pomoc!
Sylwia dotarla do okna. Pociagnela za zamki, byly szczelnie zamkniete. Porwala ze
stolu lampe i rzucila w szybe. Szklo rozpryslo sie wokól niej, deszcz zabójczych
kawalków. Zrobila krok do przodu i wtedy ekipa naprawcza zaczela wypelniac
pokój.
Fowler zachlysnal sie na widok robota lezacego na plecach. Dziwny wyraz przebiegl
mu po twarzy. Spójrzcie na niego!
Ratunku! Wyl robot. Pomocy!
Jeden z mezczyzn zlapal Sylwie wpól i zawlókl z powrotem na lózko. Kopala i gryzla,
wbila paznokcie w jego policzek. Rzucil ja na lózko, twarza do dolu, i wyciagnal
pistolet. Zostan tu -wysyczal. Inni pochylili sie nad robotem, ustawiajac go w
pozycji pionowej.
Co sie stalo? spytal Fowler. Podszedl do lózka z grymasem na twarzy. Upadl?
Oczy Sylwii jarzyly sie nienawiscia i rozpacza. Ja go pchnelam. Juz prawie tam
bylam. Piers jej falowala. Okno. Ale moja noga&
Zabierzcie mnie do mojej siedziby! krzyczal Bors.
Ekipa pozbierala i zaniosla go korytarzem do prywatnego biura. Kilka chwil pózniej
siedzial roztrzesiony przy biurku. Caly jego mechanizm wsciekle kolatal, wszedzie
lezaly papiery i dokumenty.
Z trudem opanowal panike i próbowal podjac prace. Musial dzialac. Jego widekran
pelen byl ruchu. Caly system byl rozkrecony.
Pustym wzrokiem obserwowal, jak jakis dowodzacy wysylal w niebo chmure
czarnych punkcików, odrzutowych bombowców, które poderwaly sie jak muchy i
szybko oddalily. System musi byc. Powtarzal to wciaz. Musial go uratowac. Nalezalo
zorganizowac ludzi i spowodowac, zeby oni go uratowali. A jesli ludzie nie beda
walczyli, czyzby wszystko bylo wtedy przesadzone?
Ogarnela go furia i desperacja. System sam przez sie nie mógl sie utrzymac; nie byl
jakims samoistnym elementem, który mozna by oddzielic od zyjacych w nim ludzi. W
rzeczywistosci to wlasnie o ludzi chodzilo. Obie strony byly identyczne; gdy ludzie
walczyli o zachowanie systemu, to walczyli tylko o zachowanie samych siebie. Istnieli
tylko tak dlugo, jak dlugo istnial system.
Dostrzegl maszerujaca kolumne zolnierzy o wyblaklych twarzach, posuwajaca sie w
kierunku wzgórz. Jego starozytne cewki synaptyczne promieniowaly i drgaly
niepewnie, az wreszcie wpadly w normalny rytm. Mial za soba dwa wieki zycia. Zaczal
istniec dawno temu, w innym swiecie. Ten swiat go stworzyl i dzieki niemu ten swiat
nadal zyl. W miniaturze ten swiat istnial, dopóki on istnial. Jego model wszechswiata,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]