[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystkim jeszcze chce z nim jechać, tylko dlaczego poprosiła Antka o grzebień? Czy chciała
być uprzejma? A może jedzie z Frankiem przez zwykłą lojalność? Kto ją tam wie? %7łeby to
był chłopak, wszystko byłoby jasne, ale baby zawsze coś wymyślą. Nie robi mu żadnej łaski.
Nie dość, że ma ją taszczyć siedem kilometrów pod prąd, jeszcze ma jej być za to wdzięczny.
Dobre sobie!
No, nie daj Boże, żeby miała wracać z Antkiem. To by dowodziło, że chciała go zwyczaj-
nie zamęczyć, a on naiwny jeszcze się cieszył. Teraz żałuje, że ją ze sobą zabrał. Niechby
siedziała w domu.
57
Antek podał grzebień i Marychna rozczesywała zmoknięte włosy. Wisiały jak strąki i
przyklejały się do skóry.
 Było się czym zachwycać  powiedział Franek.
 Niby czym?  zapytała Marychna.
 No, właśnie!
Marychna chciała się odwrócić i kajak znowu się zachybotał.
 Uważaj  ostrzegał Franek  tu może być głęboko.
 Co miałeś na myśli z tym zachwytem?
 Oczywiście pogodę, cóż by innego? Niby gorąco i słońce świeci, a jak się wpadnie do
wody, aż febra trzęsie.
 Mnie tam było gorąco.
 Przepraszam. Wiesz przecież, że nie chciałem. Zawsze kiedy człowiek chce najlepiej,
wychodzi najgorzej.
 Mogło być gorzej.
 To prawda, mamy szczęście.
Antek płynął o kilka metrów dalej.
 Nie zimno wam? Na wszelki wypadek wziąłem ze sobą sweter.
Antek był jednak przyjacielem.
 Ja dziękuję. Chyba że Marychna?
 Ja też dziękuję. Już jestem prawie sucha.
Rzeczywiście, słońce dopiekało i włosy Marychny nabierały dawnej puszystości. Siedziała
oparta o podpórkę umieszczoną wewnątrz kajaka i zanurzała w wodzie końce palców. Krótka,
poprzeczna fala uderzała o burtę, rozpryskując dookoła drobniutkie kropelki. Franek zauwa-
żył, że Antek daje mu jakieś znaki. Odwrócił głowę. Antek pytał na migi, czy mu nie ciężko i
wskazywał na brzeg. Franek ledwie zipał, ale wstydził się przyznać i potrząsnął głową na
znak przeczenia. Antek wzruszył ramionami i powoli począł wysuwać się ku przodowi.
 Jak ci się jedzie?  zawołał do Marychny.
 Bajecznie! Mogłabym tak płynąć i płynąć.
 Zrobimy krótką przerwę  zdecydował Antek i przecinając im drogę, skręcił ku brzego-
wi.  Musicie wylać wodę.
 To dziwne, ale nie nabrało się nic a nic wody  zapewniła Marychna.  Skoro jednak
Antek...
 Jak sobie chcesz  sapnął Franek i ruszył w ślad za Antkiem.
Dobili do trawiastego brzegu.
 Zjemy coś?
 Nie wiem, czy warto? Może lepiej zaczekać?
 A ty, Marychna?
 Prawdę mówiąc, jestem trochę głodna.
 No, to lu!
Okazało się, że postój pomyślany był w samą porę.
 Szkoda, że jeszcze nie ma wiśni  rzekł Franek.
 Lubisz?  spytała Marychna.
 Przepadam! Moje najulubieńsze owoce.
 Jak będziesz miał kiedyś własny ogród, dam ci w prezencie sadzonki.
 Skąd je wezmiesz?
 Kupię  odpowiedziała.
 Nie warto  odparł Franek i pomyślał sobie, że właściwie jest bardzo podły. Jak mógł ją
tak posądzać? I dlaczego od samego rana przyczepił się do Antka z tym gorylem?
Antek położył się na brzuchu i żuł trawkę. Słońce stało w zenicie. Franek leżał na wznak, z
podłożonymi pod głowę rękami.
58
 Czy można się o ciebie oprzeć?  spytała Marychna. Oparła na nim głowę.  Nie chcia-
łabym się zapiaszczyć  tłumaczyła.
 Wyobrazcie sobie, że na biegunie jest teraz mróz  mruknął Antek.
 Co tam biegun!  odparł Franek.  Eskimosi to zwykłe pieszczochy. W zeszłym roku w
Warszawie był taki mróz, że na Torwarze popękały wszystkie przewody zamrażające lodowi-
sko i lód w mgnieniu oka rozpuścił się bez śladu.
Marychna i Antek zachichotali. Marychna trochę głośniej, może dlatego, że Antek łaskotał
ją w nogę słomką.
 Z czego się cieszycie?  zapytał Franek.  Mówię poważnie.
 Jak się tu nie śmiać  powiedziała Marychna i nie podnosząc głowy, pogroziła Antkowi.
 Frajer jesteś, te urządzenia popękały nie od mrozu, tylko ze śmiechu.
Franek wyczuł w jego głosie fałszywą nutkę i ostrożnie otworzył jedno oko. Ale Antek
zdążył już cofnąć rękę.
 Z tobą lepiej nie zaczynać  powiedział wstając.
 Spróbuj  uśmiechnął się Franek.
Antek znienacka skoczył i poturlali się po murawie. Zamienili się w zwarty kłębek, w któ-
rym migały tylko ręce i nogi. Marychna była przerażona. Nie wiedziała, czy to naprawdę, czy
na żarty. Nieraz widziała w szkole walki chłopców, ale nigdy jeszcze nie spotkała się z czymś
podobnym.
 Przestańcie się bić  prosiła.
Antek był silniejszy, za to Franek był bardziej zwinny. Tak, jak się nagle zwarli, teraz na- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl