[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Krasnoludy zakrzątnęły się żywo. Bilbo, zbyt osłabiony, by pomagać w tej pracy,
a poza tym niezbyt zgrabny do oprawiania królików i dzielenia mięsa, odbierał je
od rzeznika już przygotowane i podawał kucharzom. Gandalf także położył się
i odpoczywał, spełniwszy swoją rolę przy rozniecaniu ognia, bo Oin i Gloin zgubi-
li krzesiwa i hubki (i po dziś dzień nie używają zapałek).
Tak skończyła się przygoda w Górach Mglistych. Wkrótce brzuszek Bilba na-
pełnił się i zaokrąglił znów przyjemnie i hobbit mógł usiąść zadowolony, chociaż,
prawdę mówiąc, wolałby kilka kromek chleba z masłem niż to mięso przypieczo-
ne na patykach. Spał jednak skulony na twardej skale stokroć głębszym snem
niż kiedykolwiek w puchowym łóżku, w swojej własnej rodzinnej norce. Ale przez
całą noc śnił mu się dom i we śnie wędrował po jego pokojach, szukając czegoś,
czego nie mógł znalezć, i nie mogąc sobie przypomnieć, czego właściwie szuka.
DZIWNA KWATERA
azajutrz Bilbo zbudził się, gdy wschodzące słońce zaświeciło mu w oczy.
NZerwał się, żeby spojrzeć na zegar i nastawić wodę w imbryku... i wte-
dy dopiero stwierdził, że nie jest u siebie w domu. Siadł więc i marzył na próżno
o miednicy i szczotce. Nie było tych przedmiotów, podobnie jak nie było herbaty,
grzanek ani boczku na śniadanie, lecz tylko zimne mięso baranie i królicze. A po-
tem musiał przygotować się do dalszej podróży.
Tym razem pozwolono hobbitowi wlezć na grzbiet orła i przylgnąć tam mię-
dzy skrzydłami. Powietrze gwizdało mu w uszach, oczy zamknął. Kiedy piętna-
ście wielkich ptaków wzlatywało z półki skalnej, krasnoludy wznosiły pożegnalne
okrzyki i przyrzekały odwdzięczyć się Wodzowi Orłów przy pierwszej sposobności.
Słońce stało jeszcze nisko nad wschodnim krańcem świata. Poranek był chłod-
ny, mgła zalegała doliny i wszystkie zagłębienia terenu, rozszczepiała się tu i ów-
dzie na szczytach i górskich iglicach. Bilbo uchylił jedną powiekę, zerknął i ujrzał,
że ptaki lecą już wysoko, ziemia została daleko w dole, a góry uciekają szybko
wstecz. Zamknął znów oczy i mocniej zacisnął powieki.
Nie szczyp mnie rzekł orzeł. Nie masz powodu tchórzyć jak królik, cho-
ciaż jesteś trochę do niego podobny. Mamy piękny ranek, wiatr ledwie dmucha.
Cóż może być piękniejszego od takiego lotu?
Bilbo miał ochotę odpowiedzieć: gorąca kąpiel, a potem dobre śniadanie
w ogródku przed domem rozmyślił się jednak i nic nie rzekł na to, nieco tylko
rozluznił chwyt palców na karku ptaka.
Po pewnym czasie orły, mimo że z tak wysoka, dostrzegły widać wyznaczo-
ny cel, zaczęły się bowiem zniżać, zataczając po spirali ogromne kręgi. Trwa-
ło to dość długo, aż w końcu hobbit znów otworzył oczy. Ziemia była o wiele bli-
żej, mógł już rozróżnić w dole drzewa, jakby dęby i wiązy, szerokie łąki i płynącą
84
przez nie rzekę. A pośrodku jej nurtu wznosiła się wielka skała, którą woda opły-
wała z dwóch stron, kamienny szczyt, niby wysunięta przednia straż odległych
gór albo potężny głaz ciśnięty o kilka mil naprzód przez jakiegoś siłacza, olbrzy-
ma nad olbrzymami.
Orły jeden po drugim szybko siadały na skale, pozostawiając tu swoich pasa-
żerów.
Bądzcie zdrowi! krzyknęły. Gdziekolwiek zawędrujecie, bądzcie zdrowi
i niech was gniazda wasze przyjmą szczęśliwych u kresu podróży!
Tak żegnają orły swoich przyjaciół, jeśli chcą być bardzo grzeczne.
Niech wiatr niesie wasze skrzydła tam, gdzie słońce żegluje i gdzie przecha-
dza się księżyc! odwzajemnił się Gandalf, który znał właściwą odpowiedz.
W ten sposób się rozstali. A chociaż Wódz Orłów został pózniej Królem Wszyst-
kich Ptaków i włożył złotą koronę, a piętnastu jego namiestników otrzymało zło-
te naszyjniki (ze złota ofiarowanego przez krasnoludy), Bilbo nigdy już w życiu
nie miał ich ujrzeć, chyba wysoko na niebie i z daleka, podczas bitwy Pięciu Ar-
mii. Ponieważ jednak będzie to opisane pod koniec naszej historii, wolę na razie
nic więcej o tym nie mówić.
Skała była na szczycie spłaszczona, a wydeptana ścieżka prowadziła z niej po
wielu stopniach w dół ku rzece i dalej przez groblę z płaskich kamieni na łąkę.
W ostatnim stopniu skalnych schodów, u przyczółka kamiennej grobli zobaczy-
li małą grotę suchą, wygodną, wysypaną żwirem i w niej całą kompania za-
trzymała się na naradę.
Od początku zamierzałem przeprowadzić was bezpiecznie (o ile to możliwe)
przez góry rzekł czarodziej i dokonałem tego dzięki dobrej organizacji wy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]