[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziecko. A większość mężczyzn to właśnie duże dzieci.
- Nie masz o nas najlepszego zdania.
- Już ci mówiłam dlaczego. Gonicie za marzeniami, a żeby je urzeczywistnić, potraficie strasznie
ranić nas, kobiety.
- Na ojców też się nie nadajemy?
- Muszę ci tłumaczyć, jak nieodpowiedzialni bywają ojcowie? - spytała zaczepnym tonem.
- Spójrz na statystyki. Wiesz, ile dzieciaków ze związków Azjatek z Amerykanami zostało bez ojców,
kiedy amerykańskie wojska wróciły do kraju?
- Amy - mówił spokojnie Jase - nie twierdzę, że popieram takie zachowanie, ale jak świat światem to
mężczyzni szli na wojnę, a dzieci zostawały z matkami. To niesprawiedliwe, ale tak po prostu jest,
od zarania dziejów.
- Mówimy o dwóch różnych rzeczach, ale dajmy już temu spokój - odparła, westchnęła przeciągle i
wstała. - Chodz, pokażę ci tę maskę.
- Do cholery, Amy! -rozzłościł się Jase, łapiąc ją za rękę. - Nie mówię, że rozgrzeszam wszystkich
nieodpowiedzialnych facetów i okoliczności nie mają tu nic do rzeczy, ale nie osądzaj nas wszystkich
przez pryzmat tego, jak postąpiło kilku.
- Kilku? Chyba raczej większość!
- Masz rację, ta rozmowa nie ma sensu - mruknął. - Czemu, do diabła, miałbym bronić wszystkich
facetów? Tym bardziej że jestem ostatnią osobą, która powinna dyskutować o powinnościach ojca.
Złagodniała, słysząc jego ton; było w nim tyle żalu, tyle smutku.
- Jase, ja wiem, że nie powinno się mierzyć wszystkich tą samą miarką. Po prostu mówiąc
najoględniej, w mojej rodzinie zdarzyło się kilka przykrych historii. Ale wiem, że istnieją wyjątkowi
mężczyzni, tacy jak Adam Trembach.
Jase uśmiechnął się pojednawczo.
- Ja też trochę cię rozumiem. Musiało być ciężko patrzeć, przez co przechodzi twoja matka i siostra.
Może mimo wszystko wcale nie tak wiele straciłem, rozstając się z cywilizowanym światem na całe
dziesięć lat - zauważył.
Amy wpatrywała się w niego milcząco. Najchętniej odpowiedziałaby, że zaszycie się na jednej z
wysp Pacyfiku trudno nazwać rozsądną alternatywą wobec życia w Stanach, ale sama także miała już
dość tego tematu.
- Pójdę po maskę - mruknęła i wbiegła na piętro.
Maska rzeczywiście była szkaradna, wielkości mniej więcej męskiej dłoni, topornie wyrzezbiona z
bliżej nieokreślonego gatunku drewna i pokryta resztkami łuszczącej się jaskrawej farby. Karykatura
ludzkiego oblicza, przedstawiająca zapewne pośledniejszego z diabłów, szczerzyła się w dzikim
grymasie.
- Fakt, nie jest urzekająco piękna - zauważył cierpko Jase, oglądając ją skrupulatnie.
- Właśnie. Nie mam pojęcia, dlaczego Haleyowi tak bardzo na niej zależy. Ale się dowiem.
- No dobrze, najpierw musimy ją dobrze schować. - Zamyślony Jase podrzucał maskę i łapał ją
nonszalancko.
- Schować? A po co?
- Nie podoba mi się pomysł, żebyś dalej nosiła ją w torebce. Gdyby Haley znowu się pokazał w tych
stronach, wolałbym, żeby jej nie znalazł. Niech nie ma tej satysfakcji.
- A gdzie zamierzasz ją schować? - spytała zaciekawiona.
Zastanowił się i po chwili zaprowadził ją na drugi koniec domu.
- Mam idealne miejsce. Kapitan, który mieszkał w tym domu, zaprojektował w bibliotece bardzo
zmyślne skrytki.
- Gdzie?
- Na przykład za regałem na książki. Pokażę ci.
Gdy znalezli się w pomieszczeniu, które mieściło tysiące książek, Jase podszedł po sizalowej
wykładzinie do regału, który wydawał się być przymocowany do ściany na stałe, i pociągnął za jedną
z półek. Zafascynowana Amy patrzyła, jak dwie półki odchylają się na niewidocznych zawiasach,
ukazując pustą wnękę w murze.
- Genialne! - zawołała. - Nigdy bym nie pomyślała, że coś tu jest! Ciekawe, co poprzedni właściciel
tutaj trzymał.
- Jedną z najbardziej interesujących kolekcji wiktoriańskiej literatury pornograficznej, jakie w życiu
widziałem - wyjaśnił sucho Jase, kładąc maskę w skrytce, i przysunął półki na swoje miejsce.
- Pornograficzne książki? Jase, chyba żartujesz!
- W szarozielonych oczach Amy po raz pierwszy tego dnia zabłysło autentyczne rozbawienie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]