[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uwagę przypadkowego włamywacza od dywanów, jeśli naprawdę zawierały jakąś tajemnicę. Gdy
obejrzałem komnatę, zwróciłem się do Halefa. Ten klęczał na podłodze i środkowy dywan
przekręcał do góry nogami, oglądając go 74 ze wszystkich stron.
 T~raz jakby gotów był ze sprawdzaniem, bo rzekł rozczarowany.
- Sidi, nic tu nie znalazłem, ten dywan wygląda jak tysiące innych i nie wiem, jaką tajemnicę
mógłby nam wyjawić. Spróbuj ty, może będziesz miał więcej szczęścia. Wiesz przecież, w tych
sprawach dłu-gość twojego rozumu przewyższa szerokość mojego. Wziąłem dywan do ręki i
ledwo rzuciłem nań okiem, a j uż wiedzia-łem, o co chodzi.
- Halefie, porównaj dolną stronę z górną! Nic nie zauważyłeś?
Gdyby chodziło o zwykły dywan tkany w jednym kawałku, przód i tył musiałyby się całkowicie ze
sobą zgadzać. Co jest przodem po lewej stronie, musiałoby na odwrotnej stronie być po prawej i na
odwrót. A wersety Koranu tworzyłyby na odwrotnej stronie nieczytelny gali-matias odwrotnie
ustawionych liter. Ajak jest tutaj?
- Maszallah, sidi! Masz rację.  I~raz widzę to także. Wersety Ko-ranu są też na odwrotnej stronie
doskonale czytelne. Sądzę, że mamy tu do czynienia z dwoma dywanami!
- Nie wątpię w to. Poza tym czuję, że ten dywan jest o wiele grubszy niż inne egzemplarze tego
rodzaju, co jednak zauważy tylko ktoś, kto, j ak my, zwraca na to szczególną uwagę. Poza tym
obie strony są tak sprytnie ze sobą zszyte, że nie powstają żadne wybrzuszenia, a więc nie mogą
budzić podejrzeń.
- Rozwiązania zagadki należy więc szukać pomiędzy dwoma dy-wanami. Ale gdzie?
Wkrótce znalezliśmy rozwiązanie. Jedno miejsce na brzegu było jak gdyby trochę grubsze niż
pozostałe części.
Po krótkim badaniu znalazłem szew, który łączył oba brzegi i ostrym noże rozprułem je. Wsunąłem
rękę do tak sporządzonej kie-szeni i pomiędzy palcami poczułem paczuszki papieru. Z okrzykiem
radości wyciągnąłem je, podczas gdy Halef z pochodnią w ręku po-chylał się nade mng.
Papier na wierzchu był to wyciąg z konta cesarskiego banku w  l~heranie informujący o złożonym
tam majątku przez hrabiego Werniłowa, następnie było kilka banknotów tego samego banku o
znacznej wysokości, które wykazywały tę samą sumę co ostatni wyciąg i wreszcie odkryłem pięć
wycinków, które najwidoczniej pochodziły z perskich gazet. Jak stwierdziłem pobieżnie, wszystkie
zawierały wia-domości o tajemniczym zniknięciu hrabiego Werniłowa i wezwania szachinszacha
do niego, by wrócił, jeśli jeszcze żyje. Przeglądałem papiery klęcząc, teraz jednak zerwałem się na
równe nogi, aby dać upust swej szalonej radości.
- Halef, czy masz pojęcie, co trzymam w rękach? Ale skąd masz wiedzieć? Przecież nic ci nie
mówiłem o historii życia Munedżiego. Jestem teraz w posiadaniu majątku, który został
Munedżiemu skra-dziony i dowodzi, że Ghani przed laty popełnił wobec niego łajdackie
przestępstwo.
Halef wytrzeszczył oczy.
- Ghani... przestępstwo wobec Munedżiego? Ukradł jego mają-tek?
- Oczywiście, a kto inny? Nie mam teraz czasu wyjaśniać ci wszystkiego, ale po tym, kiedy już
mieliśmy z nim do czynienia, nie powinno cię już dziwić to nowe odkrycie.
- Właściwie nie. A jednak, sidi, nie mogę pojąć, jak ktoś, kto podaje się za ulubieńca wielkiego
szarifa, może być jednocześnie skoficzonyrn łajdakiem?
- Dziwi cię to? Mnie nie! Ghani musi najpierw dać. dowód na to, że jest naprawdę ulubieńcem
wielkiego szarifa. Nie wierzę mu, bo wątpię, by szlachetnie myślący człowiek, za jakiego
bezwzględnie uważam księcia Mekki, dawno nie odkrył, co wart jest taki człowiek, jak Ghani.
- Ghani, Ghani, sieć coraz mocniej zaciska się nad twoją głową.
Dzięki Allachowi, że nie jestem muchą, która się w niej zaplątała.
Potem dodał z nagłym wybuchem gniewu.
- Co za łajdak! Co za bałwochwalca, który oszukuje ludzi
76 pozorami swej świętości i używa miejsc i przedmiotów, które dla prawdziwych wiernych są
święte, by ukrywać swoje zbrodnie! Gdybym go miał tu pod ręką, tego wyrzutka, tak długo bym go
obrabiał pięściami, aż dusza jego stałaby się podobna do bębna, którego skóra ma wielką dziurę i
dlatego nic nie jest warta. Czego jeszcze szukasz, sidi?
Słuchałem słów Halefa jednym uchem. Przyszło mi na myśl, czy te oba czerwone dywany nie służą
także jako miejsca ukrycia skarbów Ghaniego. Ben Nur co prawda nic nie wspominał o tym, co by
mogło posłużyć jako wskazówka, moze dlatego nie miało to związku z Munedżim, ale wpadło mi
teraz na myśl, jak natarczywie domagał się wtedy na pustyni, by mu zwrócono jego dywan do
modłów, w którym miał zawinięty swój łup. Może były w nim te wielkie pieniądze, które według
słów Persa zarobił w Meszched Ali z Munedżim. To całkiem możliwe! Nawet prawdopodobne!
Byłoby to jego zwyczajem używać dywanów do modlitwy w celu przechowywania pieniędzy i
wartośCio-wych papierów. Mogłem się więc spodziewać, że i w czerwonych dywanach znajdę
dalsze kartki pieniężne, jak się wyraził Halef. Drą-żyła mnie jeszcze jedna myśl. Ghani często tu
przychodził. Po co? Chyba nie tylko z powodu niebieskiego dywanu. Z tym Beit es Ssala musiała
się wiązać jakaś kolejna sprawa, o której jeszcze nie wiedzia-łem.
Miałem właśnie odłożyć niebieski dywan na miejsce, po daremnym poszukiwaniu dalszych
kieszeni, kiedy coś zwróciło moją uwagę. Halef podszedł i przyglądał mi się. Przy tym światło
pochodni padało na marmurową podłogę, ukazując podłużną szparę. Wyglądała tak, jakby dwie
leżące obok siebie płyty marmurowe nie były mocno zespolone. Wyjąłem Halefowi pochodnię z
ręki i obejrzałem to miej-sce. Ku memu zdziwieniu spostrzegłem, że szpara na obu koticach szła
dalej pod kątem prostym, a więc chodziło tu o wprawioną płytę. Zbudziło się we mnie pewne
podejrzenie. A może ta płyta zakrywa wejście do podziemnego pomieszczenia? Musiałem się
upewnić, więc stukałem trzonkiem noża w różne miejsca podłogi. Dzwięk brzmiał wszędzie
jednakowo, tylko w tamtym miejscu był głuchy. A więc istotnie tak było, jak przypuszczałem,
znajdowałem się prawdopo-dobnie nad wejściem do piwnicy. Ale jak usunąć ciężką płytę wielko-
ści mniej więcej metra kwadratowego? Szukałem dalej i spostrzegłem, że płyta obok wjednym
miejscu by:tajakby podrapana czymś twardym. Podsunąłem sztywne, niełamliwe ostrze mojego
noża w to miejsce w szparze i nacisnąłem. I oto płyta uniosła się trochę, tak że mogłem pomóc
sobie ręką i bez większego trudu ją podnieść. Powstały otwór ział niesamowitą ciemnością. Kiedy
poświeciłem tam, wsuwając po-chodnię tak głęboko, jak sięgała ręka, ujrzałem, że nie było
schodów, lecz tylko prostopadle prowadzący w głąb ciasny szyb. Prawdopodob-nie jednak
nietrudno było tam wejść, ponieważ, o ile mogłem do-strzec, na murze w pewnych odstępach były
wprawione żelazne uchwyty, tak że ręka i noga podczas schodzenia miały dostateczne oparcie.
Halef spojrzał mi w twarz wyczekująco.
-Sidi, zejdzieny? Byłoby cudowne, gdybyśmy natrafili na tajemni-cę tego łajdaka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl