[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszystko jest zaplanowane na ten piątek.
- Tak, oczywiście - zgodziła się Kay. - To może być dobra zabawa.
- Zwietnie. - Skinął głową. - Musimy się przebrać w stroje z tamtego
okresu.
- Coś znajdę - odparła Kay, wstając. - Muszę się pośpieszyć.
- Oczywiście - odrzekł Sullivan. - Jeszcze jedna sprawa. W ostatnim dniu
pazdziernika Sierociniec Thompsona organizuje doroczny bal dla dzieci. Sądzi-
łem, że...
- Możesz liczyć na mnie - zaofiarowała się Kay.
- Kay, to nie jest służbowe wyjście - zaśmiał się. - To znaczy, oczywiście,
będzie to dla nas pracą, ale nie dostaniemy żadnych pieniędzy. Na piątek zostali-
śmy wynajęci, tutaj jednak zależy to jedynie od naszej dobrej woli.
- Będę tam, Sullivanie - zapewniła go. - I z przyjemnością zrobię to za
darmo.
64
R S
- Dziękuję, Kay. Porozmawiaj z Janelle na temat kostiumów. -
Zaczerwienił się nieznacznie. - Oczywiście, sama zdecydujesz, co włożysz,
dzieci jednak mają wielką nadzieję, że na balu pojawi się wróżka.
- Więc będę wróżką. - Kay uśmiechnęła się. - Czy chcesz mi powiedzieć
coś jeszcze?
Sullivan podniósł się i okrążył biurko. Potem razem ruszyli w stronę
studia nagrań.
- Tygodnik Mile High" prosił nas o wywiad w dogodnym dla nas czasie.
Powiedziałem, że porozumiem się z tobą i ustalę termin.
- Dobrze - zgodziła się Kay. - Pasuje mi każde popołudnie w tym
tygodniu.
- Znakomicie - odparł Sullivan, otwierając przed Kay obite gąbką drzwi,
za którymi czekał na nich zmęczony nocnym dyżurem Dale Kitrell.
Dopinając spódnicę, Kay czuła się niczym nastolatka. Ostatni raz
spoglądając w lustro, zastanawiała się, czy dziewczęta rzeczywiście tak właśnie
ubierały się trzydzieści lat wcześniej. Jej spódnica, wydęta niczym balon,
szeleściła tiulowymi halkami. Biały sweter z angory zdobiła u szyi różowa
falbanka przewiązana wstążką. U jej końców zwisały różowe pomponiki.
Szczupłą talię podkreślał szeroki, skórzany pasek, a stroju dopełniały czarne
baletki i króciutkie skarpetki.
Twarz bez śladu makijażu wyglądała świeżo i młodzieńczo. Kay jeszcze
raz poprawiła fryzurę, zawiązała wstążkę i obficie pomalowała usta
jaskraworóżową szminką. Zadowolona z efektu, cofnęła się o krok i okręciła.
Teraz mogła już wyjść.
Sullivan, zajęty przeglądaniem płyt na zaimprowizowanej scenie sali
zwanej popularnie Big Mac, nie zauważył nadchodzącej Kay. Pod skórzaną
kurtką miał jasnoróżową koszulę wsuniętą w czarne, obcisłe spodnie. Kay
obserwowała go zafascynowana. Wydawał się tak męski, niezależnie od tego, co
65
R S
miał na sobie. Jego smagłe, wysportowane ciało miało w sobie jakiś zwierzęcy
wdzięk, którego nie mogłoby skryć żadne ubranie.
Sullivan podniósł głowę i jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
Natychmiast ruszył w kierunku Kay.
Dziewczyna, ogarnięta nagle dziwną nieśmiałością, skubała nerwowo
brzeg spódnicy.
- Cześć - powiedziała cicho, kiedy Sullivan znalazł się u jej boku.
- Wyglądasz tak młodo i ślicznie, Kay - odparł Sullivan, ujmując jej
łokieć. - Przysiągłbym, że nie masz więcej niż szesnaście lub siedemnaście lat.
- A tobie nie mogłaby się dzisiaj oprzeć żadna nastolatka. - Kay spłoniła
się, podnosząc na niego wzrok.
Zabawa wkrótce zaczęła się na dobre, na parkiecie wirowały uśmiechnięte
pary w różnym wieku. Sullivan i Kay puszczali przeboje sprzed lat, kołysząc się
w takt muzyki i flirtując ze sobą ku uciesze tancerzy.
- Pamiętacie Jailhouse Rock" króla rock and rolla? - Sullivan zwrócił się
z tym pytaniem do rozbawionej publiczności. - Z pewnością tak! A więc
chodzcie tu wszyscy, także ci, których widzę tam daleko podpierających ściany i
wygniatających krzesła. Zatańczmy to razem. Chcę widzieć wszystkich na par-
kiecie. Kay, kochanie - mówił dalej do mikrofonu - chcesz pokazać im, jak to
się powinno robić?
- Ależ, Sullivanie - odpowiedziała z entuzjazmem - oczywiście, że
chciałabym z tobą zatańczyć.
- A więc wszyscy na parkiet! - zawołał Sullivan. Szybko nastawił płytę,
zszedł ze sceny, a potem, ujmując mocno wąską talię Kay, pomógł jej zejść ze
sceny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]