[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niej w świecie wyrwać? Chyba wszyscy tutaj to widzieli. A może to ja jestem jakaś przewrażliwiona.
Całkiem możliwe. A niech tam się do niego łasi! Kompletnie mnie to nie interesuje. Jak najmniej kon-
taktu z nim i z nią, a będzie dobrze. Niech żyją długo i szczęśliwie, rodzice pobłogosławią, Bozia im w
dzieciach wynagrodzi i niech mają pod sobą coraz więcej restauracji. Oprócz tego on niech od czasu
do czasu przewraca do góry nogami życie kolejnej niczego nieświadomej menedżerki. W ogóle mnie
to nie obchodzi. Cholera jasna... w ogóle?
Poczułam, że Asia szturcha mnie łokciem. Popatrzyłam na nią. Ona nawet na mnie nie zerknęła,
tylko lekko się uśmiechając, kiwnęła w stronę Roberta. Spojrzałam na niego odruchowo, nie wiedząc,
o co chodzi. Robert uśmiechał się, wstrętna jego mać. Po jakiego czarta zawsze to robi?! Czekał na
coś. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że przez kilka chwil nie przysłuchiwałam się rozmowie, tylko
gapiłam na Ewę, myśląc o ich wspólnej przyszłości. Teraz poczułam wypieki na twarzy. Cholera. O
czym oni mówili?
- No więc co ty na to, Magda? - zapytał Robert, ciągle się uśmiechając. Toż to pajac!
- Eee... Mógłbyś powtórzyć ostatnie pytanie? - Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona i czułam
jak kompletna idiotka. Robert opuścił głowę i zaśmiał się cicho.
- Mówiłem właśnie, że ty i Ewa stworzycie zapewne zgrany duet i będzie wam się dobrze
współpracować jako kierownikom dwóch placówek. Chciałbym, żebyś wprowadziła Ewę w problemy
twojej restauracji, co pomoże jej zwiększyć uwagę na sprawy wymagające większego zaangażowania
przy prowadzeniu jej części. Mogę na ciebie liczyć? - zapytał, ale mówiąc to, nie patrzył na mnie, tyl-
ko udawał, że szuka czegoś w swoich papierach.
- Na pewno się dogadamy i znajdziemy wspólny język - wtrąciła swoje trzy grosze Ewa,
uśmiechając się do mnie słodko, o wiele za słodko. Odwzajemniłam jej uśmiech, robiąc podobną minę.
Nie odezwałam się przy tym ani słowem. Przecież ona już zdążyła odpowiedzieć za mnie, więc dla-
czego miałabym się wysilać.
- Dobra, myślę, że omówiliśmy już wszystko. Czy któraś ma jakieś pytania, prośby, skargi? -
zapytał otwarcie Robert.
Tym razem wszystkie patrzyły wszędzie, byle nie na niego. Wszystkie oprócz ciągle durnie
uśmiechającej się Ewy, zapatrzonej w szefa jak w obrazek. Ja bym jakieś skargi i zażalenia wynala-
zła. Nawet trochę by się ich uzbierało... Ale co się tam będę wychylać. Zwłaszcza, że moje skargi do-
tyczą głównie szanownego pana szefa.
R
L
T
- No dobra, w takim razie, jeśli wszystko jest w porządku, to dziękuję za zebranie i do następ-
nego razu. W razie problemów wiecie, że dziewczyny są do waszej dyspozycji, a jakbyście się z nimi
nie mogły dogadać, zapraszam do mnie, to wspólnie rozwiążemy problem. Miłego dnia dla tych, któ-
rzy zostają w pracy i dla tych, którzy mają wolne. Do zobaczenia.
Wszyscy zaczęli się zbierać. Ja również. Ale Robert jeszcze nie chciał nas puścić wolno.
- Ewa, Magda, możecie na chwilę zostać?
No super... Spotkanie w trójkącie. Tego mi było trzeba do poprawy humoru. Cholera. Usiadłam
z powrotem na swoim miejscu, Ewa usiadła na krześle obok mnie. Czułam się jak na klasówce, siedząc
obok klasowego prymusa i jednocześnie nienawidząc nauczyciela prowadzącego zajęcia. %7łołądek
znów podszedł mi do gardła. Na dłuższą metę tak się nie da! Znowu muszę zacząć poważnie rozglądać
się za nową pracą, bo fizycznie i psychicznie tego nie zniosę...
- Dziewczyny, Tomek do mnie dzwonił i poinformował, że w Warszawie jest w przyszłym ty-
godniu szkolenie. Dwa dni. Czwartek i piątek. Mam nadzieję, że termin obie macie wolny, a jeżeli jest
taka potrzeba, to zmieńcie grafik pracy. Trochę to organizowane na szybko, ale chyba uda się zebrać
menedżerów wszystkich restauracji. Nocleg zapewniony z czwartku na piątek. Transport też.
- Ooo! Więc pewnie będzie też imprezka. Jak ja lubię imprezki integracyjne! - Ewa zaczęła
świergotać i klaskać w dłonie jak dziecko cieszące się na widok nowej zabawki.
- Ty oczywiście też jedziesz, Robercie? - zapytała, uśmiechając się do niego figlarnie, a wręcz
głupkowato.
- Tak, Ewo. Wypadałoby jechać. Z tego, co widzę, tobie pasuje. A ty? - Popatrzył na mnie py-
tająco, z bezuczuciowym wyrazem twarzy. Albo faktycznie wymazał z głowy to, co było między nami,
albo tak idealnie się maskował.
- Tak. Oczywiście, że pasuje. No i imprezka będzie, hurra, nie ma to jak się lepiej poznać i zin-
tegrować ze współpracownikami. Jupi! - No, chyba troszkę przesadziłam z tym udawanym optymi-
zmem. Utrzymywałam na twarzy sztuczny uśmiech, ciągle patrząc na Roberta. Chyba dotarło do niego
drugie dno tego, co mówiłam. Popatrzył w inną stronę. Albo mi się wydaje, albo posmutniał naprawdę.
- Dobra, wiem już wszystko, czego potrzebuję. Zgadamy się co do wyjazdu. Na razie! - Zebrał
swoje rzeczy i poszedł w kierunku drugiej restauracji.
Chyba mu się nie spodobała moja udawana radość z jakże wyczekiwanej przeze mnie imprezki.
A co mnie to - niech wie, że nie jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, kiedy muszę gdzieś jechać w
jego towarzystwie. Jeszcze jakieś spotkanka integracyjne. Jasne. Prędzej się sama w pokoju hotelo-
wym upiję, niż będę gdzieś z nim siedzieć i dobrze się bawić. Chwila, chwila... O jakim on transporcie
mówił? Cholera. Tylko nie wspólna kilkugodzinna droga z nim i Ewą! Chyba się popłaczę. Wstałam.
Poustawiałam krzesła po tych, którzy wstali wcześniej i zapomnieli tego zrobić, i ruszyłam w kierunku
R
L
T
swojej restauracji. Nie ma to jak wyczyścić się ze złych emocji, obsługując jakichś super upierdliwych
lub marudnych klientów.
Ledwo weszłam do restauracji, gdy podeszła do mnie Asia. Nie odezwała się, tylko stała, pa-
trząc na mnie. Trzymała ręce skrzyżowane na klatce piersiowej i miała nie do końca zadowoloną minę.
- O co chodzi? - zapytałam, uśmiechając się na widok jej bojowego nastroju.
- Ty już dobrze wiesz, o co chodzi... - odpowiedziała, przenosząc ręce z klatki piersiowej na
biodra. - Ostatnio co chwilę widzę cię w kiepskim nastroju lub zapłakaną. Wybiegasz z pracy do do-
mu, nie odzywasz się, nie mówisz, co tam u ciebie, a nawet nie skomentowałaś tego, jakim cudem twój
przystojniak nagle pojawia się tutaj jako nasz szef. Może w końcu poświęcisz mi chwilkę i to wyja-
śnisz, czy dalej będziesz udawać, że się nic nie stało?
- Asiu, nie chcę o tym gadać. Co było między mną a przystojniakiem, dobrze wiesz, bo ci opo-
wiedziałam kiedyś. Mówiłam ci też, jak to się nagle i szybko skończyło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl