[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w jej życie, i zła na Whita, że w przeciągu kilku minut potrafi rozpalić ją do
czerwoności. Najbardziej jednak była zła na siebie. To nie Whit zaproponował
park, tylko ona. On jednak odpowiadał za uczucia, których Mallory
75
R S
doświadczała tego wieczoru - nie tylko te wynikające ze wspaniałego seksu, ale
również te mniej przyjemne, będące wynikiem emocjonalnej huśtawki.
Whit był jej przyjacielem i miał zostać przyszłym ojcem jej dziecka, nic
ponad to. Wyrosła w rodzinie pełnej mężczyzn, którzy nie tracili czasu na takie
dylematy. Powinna zatem zrealizować swój plan i iść dalej. Problem w tym, że
już sobie nie wyobrażała, jak mogłaby kiedykolwiek być z kimś innym. Nie
mogła sobie jednak pozwolić na to, by pragnąć Whita w ten sposób. Aatwo
powiedzieć, pomyślała, gdy drzwi się otworzyły i powód jej rozterek wkroczył
do pokoju. Gdy usiadł obok niej na łóżku, Mallory podskoczyła jak oparzona.
Chwyciła poduszkę i przycisnęła ją do piersi, odgradzając się nią niczym tarczą
obronną.
- Co dokładnie powiedział ci Logan?
Whit oparł się na poduszkach. Wyglądał jak model z reklamy.
- Chciał wiedzieć, czy planuję mieć z tobą dziecko, więc mu
powiedziałem, że to nie jego sprawa.
- Nie zaprzeczyłeś? - spytała z niedowierzaniem.
- To akurat mijało się z celem, skoro widział, jak się całujemy w
samochodzie.
Zwietnie. Przyłapani dwa razy jednej nocy.
- Widział nas?
- Mhm. Myślę, że teraz da nam spokój.
- Naprawdę sądzisz, że tak łatwo odpuści? - zapytała sceptycznie Mallory.
O ile znała swojego brata, spodziewała się czegoś zupełnie innego.
- I tak się o wszystkim dowie, kiedy zajdziesz w ciążę. Jeśli zajdę w ciążę,
sprostowała w myślach.
- Masz rację, wtedy zaczniemy się tym martwić - dodała. Teraz jej
największym zmartwieniem była reakcja jej własnego ciała na jego obecność.
Podniosła ręce, przeciągnęła się i ziewnęła znacząco.
- Czas do łóżka.
76
R S
Szybkim ruchem chwycił poduszkę, którą się zasłaniała, i rzucił ją na bok.
- Zgadzam się. Twoje łóżko czy moje?
- Ty idziesz do swojego, ja zostaję tutaj. Jutro spróbujemy raz jeszcze.
- Nie jest jeszcze tak pózno. Po co czekać do jutra? - zapytał ze
znaczącym uśmiechem.
- Dwa razy w ciągu jednej nocy to już przesada - uśmiechnęła się blado.
- Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz - kusił dalej.
Mallory czuła, że reakcje jej ciała znów zaczynają się wymykać spod
kontroli.
- Jutro muszę być bardzo wcześnie w biurze.
- Nastawimy budzik.
Tak bardzo chciała się zgodzić, zrzucić piżamę i przystąpić do dzieła.
Jednocześnie jednak czuła się bardzo bezbronna.
- Wolałabym poczekać do jutra.
- Dobrze. - Whit pochylił się i pocałował ją w czoło. - Jak sobie życzysz.
- To koniec? - wyrwało jej się. - Nie będzie więcej namawiania?
- Nie znaczy nie, Mallory. Zpij dobrze.
Patrzyła, jak wychodzi z pokoju. Poczuła, jak rośnie jej szacunek dla tego
mężczyzny. Nie naciskał na nią i bardzo to doceniała. Czując nagłą potrzebę, by
mu o tym powiedzieć, wypadła z pokoju, pobiegła do jego sypialni i zapukała
do drzwi. Przez chwilę za drzwiami panowała cisza. Czy był na nią zły i
umyślnie nie zwracał uwagi na jej pukanie? Nie, drzwi się powoli uchyliły i
wyjrzała z nich głowa z czarną czupryną. Mallory włożyła ręce do kieszeni i
spuściła wzrok.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, jak bardzo doceniam to, że uszanowałeś
moją decyzję.
- Nie ma sprawy.
- Chcę też, żebyś wiedział, że niezależnie od tego, co się stanie, czy zajdę
w ciążę czy nie, zawsze będę ci wdzięczna.
77
R S
- Cieszę się.
- I po tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, nie miałabym ci za złe,
gdybyś się chciał wycofać.
- Wycofać?
- Tak. - Mallory odważyła się w końcu podnieść wzrok. - Zrozumiałabym.
Whit pogładził z zastanowieniem swój podbródek.
- Mallory, chcę ci dać to dziecko. Chcę tego bardziej, niż myślisz. No,
może teraz bardziej bym chciał po prostu cię rozebrać do naga. Nie zmienię
zdania. Obiecałem i dotrzymam obietnicy.
- Dziękuję - powiedziała, oddychając z ulgą. Wyszedł na korytarz,
przytulił ją i pogłaskał po policzku.
- Jeszcze wiele może się między nami wydarzyć, Mallory - powiedział
cicho. - Nie chcę jednak pod żadnym pozorem wywierać na ciebie presji,
zwłaszcza po tym, co się dzisiaj wydarzyło.
- Niczego nie żałuję - powiedziała szybko. - Musisz jednak wiedzieć, że
zachowanie takie jak w samochodzie jest raczej do mnie niepodobne.
- Mylisz się. Myślę, że po prostu głęboko ukrywałaś tę część swojej
natury. Muszę przyznać, że bardzo mi się ta nowa Mallory podoba. Doprowadza
mnie do szaleństwa.
Przyszedł czas na chwilę prawdy.
- Whit, ja po prostu przeczytałam artykuł w gazecie i zastosowałam się do
zawartych w nim wskazówek. Wykorzystałam kolejną listę.
- Do takiej listy nie mam żadnych zastrzeżeń. Jednak prawdę mówiąc,
żadne listy nie są ci potrzebne. Pozwól, by twoja natura przejęła kontrolę nad
rozumem, to wszystko. Zgoda?
Uśmiechnęła się.
- Wciąż pragnę dziewczynki, ale w pewnych sprawach możemy pójść na
kompromis. Możemy wypróbować różne pozycje, tak żeby dać szansę i
chłopcu.
78
R S
- Pozycje są mi obojętne, byle to szybko powtórzyć.
- Nie chciałabym cię za bardzo zmęczyć.
- Kochanie się z tobą to bardzo miły rodzaj zmęczenia, Mallory przytuliła
się do niego, a gdy po chwili spojrzała mu w oczy, ich wyraz odebrał jej głos.
- Jesteś piękną i cudowną kobietą, Mallory, i zasługujesz na wszystko co
najlepsze.
Z trudem powstrzymała cisnące się do oczu łzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]