[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mąż, nienawidzę go. Nigdy mu nie wybaczę tego, że cię skrzywdził.
Grace powoli podniosła na niego wzrok. Usiłował ją pocieszyć, ale słowa: nigdy
nie wybaczę" brzmiały w jej uszach jak grozba złowrogim, zwielokrotnionym echem.
- Nie widzę sensu rozgrzebywania przeszłości - wymamrotała, wyciągając z torby
spodnie i podkoszulek.
L R
T
Khalis w milczeniu śledził jej ruchy, gdy je wkładała.
- Dlaczego? - zapytał.
Grace wyprostowała się i popatrzyła mu w oczy.
- Ponieważ nie chcę, żebyś poleciał ze mną do Paryża i angażował swoich prawni-
ków. Ponieważ nie chcę ciebie - dodała, choć każde słowo raniło jej serce.
Oczywiście kłamała, ale nie widziała wyjścia z labiryntu paradoksów. Aamała ser-
ce człowieka, który go nie posiadał. Pokochała kogoś, kto nie mógł odwzajemnić jej
uczucia, kto myślała że ją pokochał, tylko dlatego, że jej nie znał.
Khalis milczał przez chwilę. Jego twarz nic nie wyrażała. Tylko zbielałe kąciki ust
świadczyły o tym, że targają nim silne emocje.
- Nie wierzę ci - powiedział w końcu. - Ty się tylko czegoś boisz.
- Nie mów mi, co czuję. Nic o mnie nie wiesz i nie chcę, żebyś wiedział! - wyrzu-
ciła z siebie jednym tchem w bezsilnej złości. Sama nie rozumiała, co w nią wstąpiło.
Prawdopodobnie lęk przed odrzuceniem kazał jej bezceremonialnie odtrącić Khalisa. -
Zakończmy tę dyskusję. Odwiez mnie z powrotem na Alhaję. Sama wrócę do Paryża.
- Niby jak? Przepłyniesz? - odburknął z wściekłością.
- Choćby i wpław, jeżeli będzie trzeba. Nie zatrzymasz mnie na tej przeklętej wy-
spie.
- Nie jestem twoim mężem - przypomniał lodowatym tonem.
- W tej chwili bardzo go przypominasz.
Kłamała. Nie widziała żadnego podobieństwa.
Khalis był serdeczny i troskliwy. Odtrąciła go tylko z obawy, że to on odrzuci ją.
Stchórzyła.
Zapadła cisza, pełna napięcia i tłumionej furii. Khalis wbił w nią nieruchome spoj-
rzenie. Szybki oddech unosił klatkę piersiową. W końcu westchnął głęboko i odwrócił
wzrok.
- Myślałem, że połączyła nas szczególna więz, że wyczuwaliśmy nawzajem swoje
myśli i emocje. Wiem, że to brzmi sentymentalnie, ale nie odczuwałem takiej jedności z
nikim, póki nie poznałem ciebie. Teraz widzę, że niepotrzebnie robiłem sobie głupie złu-
dzenia.
L R
T
Grace milczała. Brakowało jej tupetu, żeby zaprzeczyć, i odwagi, żeby wyznać
prawdę. Zresztą w tej chwili nie potrafiła nawet określić, gdzie ta prawda leży. Czy rze-
czywiście pokochała tego bezwzględnego twardziela? Jak mogła uwierzyć w jego deli-
katność i wszystkie inne zalety, które zaprezentował?
- Nie widzę sensu przeciągania tej dyskusji. Po co zadawać sobie trud, skoro nie
zostaniemy parą?
- Rzeczywiście, po co? - powtórzył jak echo, nie odrywając od jej twarzy lodowa-
tego spojrzenia.
Grace zmobilizowała całą siłę woli, żeby spojrzeć w te zimne oczy.
- Dobrze, że zrozumiałeś.
- Wcale nie. Chciałem cię lepiej poznać. Myślałem, że zaczynam cię rozumieć, ale
teraz pojąłem, że jesteś mi kompletnie obca.
Grace desperacko walczyła o zachowanie równowagi.
- Zatem najwyższa pora, żebyś odwiózł mnie z powrotem na Alhaję. Stamtąd wró-
cę do domu.
Khalis przez pewien czas patrzył na nią z wściekłością, jakiej nigdy przedtem jej
nie okazał.
- Dobrze, przygotuję łódkę - powiedział w końcu i w dwóch długich krokach opu-
ścił namiot.
Nie przemówił do niej więcej, nie licząc kilku krótkich komend podczas wsiadania.
Patrzył gdzieś daleko, w horyzont, podczas gdy Grace znów ogarnęła tęsknota za szczę-
śliwszym zakończeniem. Może gdyby wyznała wszystko, dostałaby taką szansę? Może
by ją zrozumiał, zaakceptował to, co usłyszy... Nie. Nie umiał wybaczać. Wymagał wiele
od siebie i od innych. Daleko odstawała od jego standardów. Nie zasługiwała na jego mi-
łość. Zamrugała powiekami, żeby powstrzymać łzy. Powiedziała sobie, że za pózno na
żal.
W oddali zamajaczyła wyspa Alhaja. Niebawem Grace ujrzała odrażające betono-
we mury twierdzy. Khalis zacumował i wyłączył silnik. Przez chwilę siedzieli w milcze-
niu, nie patrząc na siebie.
- Zabierz swoje rzeczy - rozkazał w końcu. - Zorganizuję ci lot do Paryża.
L R
T
- Wystarczy, że ktoś mnie odwiezie do Taorminy. Tam złapię samolot.
- Nie. Zostaniesz odtransportowana wprost do domu.
Gdy zwrócił ku niej twarz, Grace dostrzegła w jego oczach silne emocje. Ten wi-
dok zaowocował poczuciem niepowetowanej straty. Z całego serca żałowała, że ich los
nie potoczył się inaczej. Uśmiechnął się nieznacznie i uniósł rękę, jakby zamierzał jej
dotknąć. Grace zastygła w bezruchu, wstrzymała oddech, ale Khalis opuścił rękę.
- %7łegnaj, Grace - powiedział, wysiadł z łódki i ruszył ku nabrzeżu.
Wściekłość wygnała Khalisa na basen. Musiał wyładować złość i rozgoryczenie.
Brutalne słowa: Nie chcę cię" huczały mu w uszach zwielokrotnionym echem nawet
podczas pływania. Cierpiał jak skopany szczeniak. Sam był sobie winny. Nie słuchał
ostrzeżeń Grace. Przypisywał je lękom po złych doświadczeniach w małżeństwie, być
może słusznie, lecz zranione serce nadal krwawiło. Chciał ją ratować jak księżniczkę
zamkniętą w wieży, lecz ona odepchnęła pomocną dłoń i jego miłość. Jak to możliwe, że
zakochał się w ciągu zaledwie kilku dni? Zwykle rozwój uczucia wymaga miesięcy lub
lat.
Podpłynął do brzegu, zmęczony, zdyszany. Niestety, wytężony wysiłek nie złago-
dził bólu. Wciąż widział przed sobą czekoladowe oczy, smutne lub roześmiane, lecz
zawsze zwrócone ku niemu, jakby tylko on jeden istniał na świecie. Pamiętał smak ró-
żanych ust, napuchniętych od pocałunków, rzadkie wybuchy śmiechu i miękkość gład-
kiej skóry.
Przepłynął jeszcze kilka długości basenu, jakby zmęczenie mogło wyciszyć myśli.
Po chwili usłyszał w oddali warkot startującego śmigłowca. Godzinę pózniej, wykąpany i
ubrany, lecz nadal w podłym nastroju, wszedł do gabinetu. Eric czekał na niego z plikiem
papierów.
- Wyglądasz, jakbyś chciał komuś uciąć głowę. Mam nadzieję, że nie mnie - zażar-
tował.
- Nie.
- A komu? Zaczekaj, chyba wiem.
- Przestań! - zgasił go Khalis. - To nie twoja sprawa.
- Ta wyspa fatalnie na ciebie wpływa - zauważył Eric.
L R
T
Opanowanie gniewu kosztowało Khalisa sporo wysiłku. Eric należał do grona jego
najstarszych, wypróbowanych przyjaciół. Khalis wysoko sobie cenił jego lojalność.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]