[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wy zarost. Restauracja, w której zasiedliśmy do bezpłatnej biesiady, nazywała się  Pod
Krzaczkami i pełna była Cyganów, którzy obchodzili jakąś uroczystość i wznosili toasty w
swoim języku. Obfite jedzenie zapijaliśmy wódką, następnie do kawy sączyliśmy wiśniowy
likier. Tak sobie jedliśmy i piliśmy, słuchając cygańskich śpiewów. Zapamiętałem tam piękną
Cygankę w kolorowych sutych spódnicach nałożonych jedna na drugą.
 Ara...  nazwał ją Książę Nocy i powiedział, że w jego żyłach też płynie krew cygańska.
 Zew taboru, malowane wozy i woń dymu z nocnego ogniska, dalekie, zamierzchłe remini-
scencje  mówił śpiewnie, przymknąwszy oczy.
Słuchałem niezbyt uważnie, gdyż sposobiłem się już do ucieczki. Książę Nocy dał wresz-
cie niedbale znak do wyjścia . Podniosłem się pierwszy i nie zauważony przez kelnera wysze-
dłem na ulice. Po chwili skrzypnęły drzwi pokazał się Książę Nocy. Tym razem jednak udało
się nam odejść najwyżej kilkadziesiąt metrów, kiedy posłyszeliśmy za sobą wrzask. Za nami
biegł kelner, wymachując rachunkiem i wykrzykując obelżywe słowa. Spojrzałem w popło-
chu na Księcia. Zachował kamienny spokój. A kiedy kelner był tuż, Książę Nocy obrócił się
do niego, wsunął nagle dłoń do kieszeni, wypchnął ją umiejętnie palcami, imitując pistolet, i
rzucił stłumionym głosem:  Wróć!
Kelner zatrzymał się jak wryty, przestał wrzeszczeć i wpatrzył się w tę groznie wypchana
kieszeń Księcia Nocy. Po chwili obrócił się na pięcie i bez słowa truchtem podążył w kierun-
ku powrotnym, do restauracji  Pod Krzaczkami:. Skręciliśmy w najbliższą przecznicę i za-
częliśmy kluczyć plątaniną uliczek z rozrzuconymi przy nich drewnianymi willami o koloro-
wo oszklonych werandach i galeryjkach, wśród sosnowych lasków. Książę Nocy chichotał z
uciechy. Pózniej zadziwiło mnie spostrzeżenie, że jeżeli o swoich całkiem wymyślonych
przygodach mówił tak wiele, to o tym wyczynie w restauracji  Pod Krzaczkami prawie
wcale nie wspominał. Lubił chyba najbardziej sferę zupełnie nierzeczywistą i w niej poruszał
się najpewniej. Realne sprawy, realni ludzie  to obchodziło go bardzo mało.
W tym czasie miałem silną potrzebę przyjazni, kojarzyło mi się to mgliście ze złodziejskim
wspólnikiem na śmierć i życie. Zastanawiałem się wiec, czy nas z Księciem Nocy łączy
przyjazń lub chociaż coś podobnego. Czy odczuwa on jakieś głębsze związki z innymi ludz-
mi? Tylu miał przecież znajomych, bliższych, dalszych, witali go serdecznie, zapraszali do
siebie i nieraz wspomagali w potrzebie. Przyjmował ich wszystkich z roztargnieniem, wła-
ściwie obojętny wobec ich spraw, kłopotów czy radości. I kiedy zaczynali mówić, nie słuchał
chyba wcale i tylko przytakiwał zdawkowo. Jedynie czasem to, co mówili, wywoływało ja-
kieś bliskie mu skojarzenie i wtedy się ożywiał. Byli więc dla niego wyłącznie widzami, słu-
30
chaczami, aktorami jego teatru, nie wiem, jak to nazwać. Sam też od ludzi niewiele wymagał.
Pilnego Słuchania, dobrego odbioru, podziwu dla jego swady. Tylko tego. Swoim życiem
realnym z nikim się nie dzielił. Nie prosił też o nic. A z czego żył? Długo uchodziło to mojej
uwadze. Sam byłem na garnuszku u rodziców i bez większych potrzeb. Próbując uporządko-
wać chaotyczny splot tamtych zdarzeń, o rencie jakiej sobie przypomniałem, za co dostawał i
w jakiej wysokości, tego nie wiem. Widzę też Księcia Nocy na łaskawym chlebie dziewczyn.
Był przystojny, egzotyczny i taki wymowny; bardzo imponował naiwnym adeptkom zawodu,
szczególnie tym, co to z prowincji na podbój miasta ruszyły. Imponował urodą, fantazją i po-
zornym doświadczeniem. Z czasem wyzwalały się spod uroku, zostawała pobłażliwa życzli-
wość, sentyment, niekiedy znów złość za niedawną łatwowierność. No i przede wszystkim
jego oparciem była matka, te jej kotleciki, zupy i móżdżki, które z myślą o nim pitrasiła. Ale
on sam od ludzi naprawdę nic nie chciał. Nie budzili też w nim żadnych głębszych uczuć
chyba. Pamiętam przecież śmierć starego Kurdziela, tego złodziejskiego cynkarza emeryta,
jego znajomego jeszcze przed wojny. Popił Kurdziel gdzieś na mieście, człowiek z niego już
niedołężny i schorowany, wracając do domu potknął na bruk i upadł. Uderzył tyłem głowy,
pękła podstawa czaszki i umarł, nim przyjechało pogotowie. Książę Nocy zajął się pogrze- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl