[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gościa.
- Dyskusję? - zdziwiłam się. - Nie pamiętam.
- Na temat pani pracownicy, Lisy Wilhelmsen - przypomniał.
- A tak, rzeczywiście - odpowiedziałam z sarkazmem. - Znał pan Dorę Flaten?
- Osobiście nie - uciął krótko.
- Domyślam się, bo gdyby pan ją znał, wiedziałby pan, że ta osoba do wszystkiego się
wtrąca i uzurpuje sobie prawo do wystawiania opinii na temat bliznich. Tamtego wieczoru
wyraziła się pogardliwie o Lisie, a ja, porwana gniewem, stanęłam w obronie dziewczyny.
Być może użyłam zbyt złośliwych słów, ale po całym wieczorze wysłuchiwania kąśliwych
uwag o znajomych i nieznajomych nie zdołałam dłużej nad sobą zapanować.
Popatrzył na mnie ze zdumieniem i pytał jak wcześniej z chłodnym spokojem:
- Kąśliwe uwagi? Na przykład?
- Hmm... - zamyśliłam się przez chwilę. - Na przykład Nutti Brandell dowiedziała się,
jakie jest zdanie Dory na temat długich spodni noszonych przez kobiety, upiętych włosów i
tym podobne bzdury. Brandell nasłuchał się o idiotycznych planach rozwoju miasta, a Inge
Asp... Tak, jemu się także dostało, mimo że zwykle Dora odnosi się do mężczyzn z większą
słodyczą niż do kobiet.
- Tak - skwitował inspektor. - A kiedy wyszłyście od Brandellów, rozstałyście się już
przed domem?
- Owszem - odpowiedziałam. - Nie miałam ochoty na przechadzkę i zdawkową
pogawędkę z Dorą Flaten. Ale przepraszam, dlaczego pan pyta?
Inspektor zacisnął usta i ze świstem wypuścił powietrze przez nos.
- Otrzymaliśmy list, naturalnie anonimowy, i wprawdzie nie traktujemy go zbyt
poważnie, ale sprawdzić musimy. Mogę pani zacytować jego treść:  Jesteście pewni, że Taran
naprawdę zeszła prosto na plażę?
Czułam, jak wszystko się we mnie gotuje.
- Co pan sugeruje?
- Dora Flaten nie została zgwałcona - wyjaśnił. - Ubranie rzeczywiście miała podarte,
ale nic poza tym. Albo przestępca usiłować dokonać gwałtu, ale go spłoszono, albo ktoś
próbował upozorować taką sytuację. Sądzę, że raczej to drugie.
To zmieniało postać rzeczy. Teraz także Nutti i ja znalazłyśmy się w gronie
podejrzanych.
- No cóż, jedyne co mogę, to przysiąc, że zeszłam od razu na plażę - powiedziałam,
wkładając wiele wysiłku w to, by mój głos zabrzmiał spokojnie, ale mimo to czułam, że
zadrżał.
- Faktem jest - ciągnął policjant, jakby nie słyszał moich słów - że pani najłatwiej
byłoby to zrobić.
- Sądzi pan, że mogłabym zamordować Dorę tylko z tego powodu, że wypowiada się
niepochlebnie o mej sekretarce? - roześmiałam się sucho.
- Rzeczywiście byłoby to dosyć drastyczne posunięcie - przyznał, zbierając się do
wyjścia.
Ale na odchodnym powiedział coś, czego zupełnie bym się po nim nie spodziewała.
- Przy okazji mogę pani wyznać, że Dora bynajmniej nie była taka niewinna, za jaką
pragnęła uchodzić.
Zakryłam usta dłonią, by nie zauważył mego rozbawienia, a potem zapytałam
zaskoczona:
- Ma pan na myśli, że nie była cnotliwa?
- Owszem - przyznał, wykrzywiając twarz w uśmiechu. - Zastanawiam się, co takiego
spotkało ją w życiu, że nienawidzi dosłownie wszystkich ludzi w naszym mieście.
Szczególnie zaś nie może znieść widoku szczęśliwych par małżeńskich. Co takiego wiedziała,
że ktoś targnął się na jej życie, żeby zamknąć jej usta? Bo nie ulega wątpliwości, że dla
niektórych Dora Flaten musiała stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo.
Odprowadzając inspektora do drzwi, nie mogłam się powstrzymać, aby nie zapytać:
- Dlaczego pan mi to wszystko mówi?
Nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko swym charakterystycznym grymasem.
- Czy już nie podejrzewacie Thora Steinebrtena? - ożywiłam się.
- No cóż, z nim panna Flaten w żadnym wypadku nie poszłaby dobrowolnie w głąb
lasu - odrzekł zdecydowanie, a potem, wpatrując się we mnie, spytał z naciskiem: - Czy ma
dla pani jakieś znaczenie, że znalazł się poza kręgiem podejrzanych?
- Bardzo duże - szepnęłam ze łzami w oczach. - To taki cudowny człowiek.
- Rzeczywiście - przyznał inspektor. - Ja także odniosłem takie wrażenie. Gorące i
czyste serce w pięknym ciele. A teraz już żegnam i przepraszam za te może niezbyt
przyjemne pytania, ale rozumie pani, że należy wszystko sprawdzić. Jest jeszcze jeden
powód, dla którego nie potraktowaliśmy poważnie tego anonimu. Napisała go ta sama osoba,
która wysłała poprzednio dwa podobne listy do pani.
- Niemożliwe, wszystkie te anonimy pisała ta sama osoba? - zdumiałam się.
- Tak jest. Pierwszy został celowo pognieciony i poplamiony, i z rozmysłem napisany
niestarannie.
Inspektor pożegnał się i wyszedł.
Następnego dnia spotkał mnie kolejny cios. Nie pojmowałam, dlaczego wszystko
naraz zaczęło mi się walić na głowę. Dzierżawca naszego gospodarstwa w Valdres zadzwonił
do mnie i powiedział, że trafiła mu się wspaniała oferta kupna na korzystnych warunkach
dużego gospodarstwa na północy. Stwierdził, że nie może zmarnować takiej szansy. Niestety,
oferta jest ważna pod warunkiem, że natychmiast dojdzie do transakcji. Dlatego właśnie
zawiadamia, że zamierza rozwiązać naszą umowę, bo za kilka dni wyjeżdża. Cały inwentarz
należy do niego, więc go zabiera. Jedynie z owcami ma pewien kłopot. Nie zdążył jeszcze
sprowadzić stada z wypasu na halach, chętnie więc odstąpiłby je nam za przystępną cenę.
- Ależ ja nie mogę... - zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Zrobisz z nimi, Taran, co zechcesz. Sprzedaj je albo przeznacz na ubój. Zrozum, nie
mogę przegapić tej okazji, bo w życiu mi się taka nie powtórzy. Wiesz, że zawsze marzyłem o
własnym gospodarstwie, a ponieważ ty nie chciałaś sprzedać tego, więc...
No cóż, doskonale go rozumiałam.
Był wrzesień, owce wkrótce trzeba będzie sprowadzić do doliny, żeby zdążyć przed
pierwszym śniegiem.
Z ciężkim sercem wracałam tego dnia do domu, gdzie, jak się wkrótce okazało,
czekały mnie kolejne niespodzianki.
Przy obiedzie opowiedziałam Kremu o nieszczęsnym podatku i zakończyłam
słowami:
- A ja się tak starałam, tak walczyłam, żeby utrzymać fabrykę dla ciebie w tych
trudnych latach bessy na rynku. Ale jakoś damy sobie radę, Kre. Zaufaj mi!
Mój młodszy brat, który wyrósł ostatnio tak, że był już o parę centymetrów wyższy
ode mnie, odsunął talerz i oznajmił:
- Nie chcę tej cholernej fabryki!
Wpatrywałam się w niego nic nie rozumiejącymi oczyma. On tymczasem dał upust
całej nagromadzonej przez lata złości.
- Nigdy mnie nie obchodziła - rzekł z uporem. - Ale ty i ojciec za wszelką cenę
chcieliście mnie przekonać. Dlaczego jednak miałbym się przez całe życie zajmować czymś,
co nie sprawia mi przyjemności, męczyć się i robić rzeczy, których nie lubię? Użerać się z
robotnikami wrogo nastawionymi do szefów? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl