[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śladów mówiących o uzależnieniu, nie znaczyło, że nie był dilerem.
Ale to mało prawdopodobne, prawda?
- 52 -
S
R
Wieczór robił się powoli chłodniejszy i Eve nagle zdała sobie sprawę, że
drży. Zawahała się, niepewna, czy powinna go budzić. Pochyliła się i szepnęła
mu do ucha:
- Raphaelu.
Uderzył ją lekko cytrynowy i sandałowy zapach jego skóry, rozlewając
falę ciepła po całym ciele. Za uchem mogła dostrzec pulsującą tętnicę i musiała
użyć całej siły woli, żeby nie przycisnąć ust do jego szyi.
Wstała szybko, rzucając zaniepokojone spojrzenie na jego twarz. Był
wciąż głęboko pogrążony we śnie, ale kąciki jego ust uniósł lekki uśmiech.
Zdjęła swój szal i przykryła go nim, a potem cofnęła się szybko, nagle zbyt
zmęczona i zmieszana, żeby zadać sobie pytanie, dlaczego powinna zajmować
się tym mężczyzną.
Wzięła do ręki stygnące filiżanki z kawą i właśnie miała pójść do kuchni,
kiedy zatrzymał ją dzwięk telefonu.
Najpierw pomyślała, że to jej komórka i że powinna ją wyłączyć, zanim
go obudzi.
A potem, że nie ma przy sobie telefonu - sukienka nie miała kieszeni i nie
wzięła ze sobą torebki.
Szybko odstawiła filiżanki i zaczęła nasłuchiwać. Dzwięk pochodził od
strony Raphaela. Pochyliła się nad nim i wsunęła ręce do przednich kieszeni
jego dżinsów.
Nic.
Telefon wciąż dzwonił. Wstrzymując oddech udało jej się sięgnąć do jego
tylnych kieszeni bez budzenia go. Jej palce odnalazły telefon. Ostrożnie
wyciągnęła go.
To była jej komórka.
Jak zwykle w takich momentach przestała dzwonić i Eve pozostała w
ciszy, czując się bardziej samotna niż kiedykolwiek.
- 53 -
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Raphael budził się powoli, przedzierając się przez kolejne warstwy snu.
Eve.
Słyszał szept jej głosu, jej oddech na swojej szyi, chłodny dotyk jej
palców na skórze. Jej zapach wypełniał jego nozdrza, otulając go ciepłem i
wygodą, aż w końcu otworzył oczy, spodziewając się ujrzeć ją obok siebie.
Był sam na ciemnym tarasie. Zwieczki się wypaliły, a kawa na stole była
zupełnie zimna. Ale delikatny kwiatowy zapach pozostał. Chwilę zajęło mu
stwierdzenie, że pochodził z miękkiego szala, który miała na sobie wieczorem i
którym był teraz przykryty.
Oparł się pokusie wtulenia w niego twarzy i jęknął cicho, kiedy
przypomniał sobie wydarzenia wieczoru.
Ten pocałunek. Głupia, lekkomyślna, egoistyczna przyjemność.
Miał zamiar poważnie z nią porozmawiać, kiedy wróci, powiedzieć jej, że
to błąd. Ale musiał zasnąć, jak jakiś idiota. A ona wróciła i owinęła go swoim
szalem, żeby się nie przeziębił.
Troska przemawiająca przez jej gest wzruszała go i jednocześnie
wywoływała w nim desperację. Zciągnął z siebie szal i wstał, rozprostowując
zdrętwiałe nogi, instynktownie sprawdzając kieszenie. W tej samej chwili
przypomniał sobie, że miał jej telefon, i zdał sobie sprawę, że gdzieś znikł.
Więc ten fragment snu, kiedy stała nad nim, z piersiami falującymi
oddechem tuż przed jego twarzą, kiedy jej ręce dotykały jego ciała... To nie był
sen.
Idąc powoli na górę, ziewnął. Przynajmniej te kilka godzin snu złagodziło
zmęczenie mięśni, stawów, całego ciała.
- 54 -
S
R
Zatrzymał się przed drzwiami do jej pokoju, rozdarty sprzecznymi
uczuciami, których nie był w stanie nawet ocenić. Ale sekundę pózniej wszystko
wyleciało mu z głowy, kiedy ciszę przerwał krzyk.
Mężczyzna był tuż za nią, niemal czuła jego gorący oddech na swoim
karku. Ale zawsze było tak samo, im bliżej był, tym trudniej było jej biec, aż w
końcu miała wrażenie, że zapada się w ruchome piaski. Wiedziała, że ją też
dopadnie, tak jak dopadł Ellie. Poczuła, jak chwyta ją gorącymi dłońmi, i
wydala z siebie okrzyk czystego przerażenia.
- Cii... W porzÄ…dku... Cii... JesteÅ› bezpieczna.
Objęła ją para męskich rąk, ale ona krzyknęła, wyrywając się z całych sił.
- Eve! Eve! Wszystko w porzÄ…dku. To tylko sen. Cii... JesteÅ› bezpieczna.
To był głos Raphaela, tuż przy jej uchu. To jego ramiona ją obejmowały,
to jego ręce gładziły po włosach, uspokajały. Ogarnięta ulgą, przytuliła się do
jego piersi, desperacko wdzięczna za jego ciepło i siłę.
Powoli jej oddech się uspokajał, przestawała się trząść pod dotykiem jego
dłoni. Ale nie chciała, żeby przestawał. Jedynym dzwiękiem w pokoju było
spokojne bicie jego serca pod jej uchem. Zaczął ogarniać ją sen, zakrywając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]