[ Pobierz całość w formacie PDF ]

co rzadko udawało mi się z innymi. Wiktor tryskał życiem.
Rozbawiał mnie i rozweselał. Rozpalił we mnie iskierkę
radości, którą on cały promieniał. Tańczyliśmy już dość długo,
kiedy odezwał się:
- Chodzmy, mój samochód stoi na zewnątrz.
- Bez pożegnania i podziękowań?
- To nasz gospodarz powinien podziękować pani. Płacą
pani za ozdabianie drętwych i nudnych przyjęć. Jest pani o
wiele bardziej efektowna niż wszystkie dekoracje z kwiatów.
- Dziękuję - roześmiałam się. Zrobiłam to, o co mnie
prosił, i opuściłam Savoy
bez pożegnań. Zorientowałam się pózniej, że po Wiktorze
Fitzroyu raczej spodziewano się takiego właśnie zachowania.
Organizatorzy przyjęć byli mu wdzięczni, nawet jeśli przez
kilka chwil zaszczycił ich swoją obecnością.
Przed Savoyem stało jego niskie i długie, z pewnością
bardzo drogie, sportowe auto. Popędziliśmy Strandem, przez
Trafalgar Square i minęliśmy Pałac Buckingham z tak
zawrotną prędkością, iż dziwiłam się, że nie zatrzymała nas
policja.
- Naprawdę chce pani jechać do domu? - zapytał Wiktor.
- Obawiam się, że muszę - odparłam. - Wpadnę w
tarapaty, jeśli spóznię się rano do pracy.
- Puszczę panią tylko pod warunkiem, że obieca pani
zjeść jutro ze mną kolację.
- Z największą przyjemnością - odpowiedziałam.
- Odnoszę wrażenie, że będziemy się często widywać,
Samanto - rzekł Wiktor. - Zatem, podobnie jak i pani, nie będę
tracił czasu na niepotrzebny wstęp.
- Sugeruje pan, że nie powinnam przyjąć pierwszego
zaproszenia? - zapytałam.
- Oznajmiam - odparł - że nie pozwoliłbym pani na to.
Kiedy dotarliśmy do mojego mieszkania, przygotowałam
się, by jak zawsze, szybko wysiąść z samochodu, ale drzwi
stawiały opór. Wiktor pomógł mi się wydostać i wyjął mi z
ręki klucze. Otworzył obydwoje drzwi i wszedł do mojego
mieszkania, zanim zdążyłam go powstrzymać. Stałam, patrząc
na niego pełna różnych domysłów, a on objął mnie i
powiedział:
- Jesteś cudowna, Samanto!
Zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, by temu
przeszkodzić, pocałował mnie, lecz ku memu zdziwieniu nie
czułam się zaszokowana ani przerażona. Następnie, tak samo
gwałtownie, oswobodził mnie z objęcia.
- Będę wyczekiwał jutra, moja słodka - rzekł i wyszedł.
Zakręciło mi się w głowie. Nie mogłam zebrać myśli.
Czułam, jakby przewróciła mnie i uniosła fala, nad którą nie
miałam żadnej kontroli. Było to uczucie bardziej zabawne niż
nieprzyjemne, a zamykając drzwi i zapalając w pokoju
światło, stwierdziłam, że polubiłam Wiktora, i z
niecierpliwością oczekiwałam jutrzejszego wieczoru.
Pomyślałam, że dzisiaj, zamiast rozmyślać o Dawidzie, będę
myślała o Wiktorze.
Następnego wieczoru zadałam sobie dodatkowy trud,
wybierając jedną z moich najładniejszych sukienek oraz idąc
do fryzjera w czasie przerwy na lunch. Byłam gotowa już
kwadrans przed spotkaniem. Być może przeczuwałam, że jego
wejście będzie zamaszyste. Na zewnątrz usłyszałam warkot
silnika jego auta, a gdy otworzyłam drzwi, wpadł niczym
huragan. Uśmiechał się i pomyślałam sobie, że rzeczywiście
był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich
widziałam. Położył rękę na moich ramionach i wpatrywał się
we mnie z dystansu.
- Niech spojrzę na ciebie - rzekł. - Wczorajszego
wieczoru myślałem, że cię wyśniłem. Nikt nie może być tak
piękny.
- A co myślisz teraz? - zapytałam.
- Jestem pewien, że jesteś ułudą - odparł - ale muszę się o
tym przekonać.
- To nie brzmi jak komplement - powiedziałam z
wyrzutem.
- Już dosyć nasłuchałaś się komplementów - rzekł - ale by
zepsuć cię do reszty, powiem ci, że oszałamiasz mnie, i
bardziej wolałbym pocałować cię, niż wypić tego drinka,
którego mi nie zaproponowałaś.
Przygarnął mnie do siebie i pocałował w usta.
- Przykro mi - powiedziałam, kiedy uwolnił mnie z
objęcia - ale nie mam żadnego drinka.
- Czy wszyscy twoi chłopcy to abstynenci? - zapytał.
- Nie mam żadnych chłopców.
- Chyba nie sądzisz, że w to uwierzę.
- Mężczyzn, których znam, nie wpuszczam do mieszkania
- odparłam.
Mówiąc to sięgnęłam po pelerynę i podeszłam do drzwi.
Wiktor rozglądnął się.
- Oprawa zaiste nie jest warta klejnotu - stwierdził.
Pomyślałam, że powinnam obrazić się na niego za
krytykanctwo, ale nie można było żywić urazy do Wiktora z
powodu błahostek.
- Jest właśnie taka, jaką lubię.
- I tylko to ma znaczenie - odparł. - Przynajmniej nie
jesteś pretensjonalna, Samanto.
- Mam taką nadzieję.
Zaprowadził mnie do samochodu i popędziliśmy w stronę
West End.
W klubie Ambasady, gdzie znał wszystkich, czekał na
niego zarezerwowany stolik. Podchodzili do nas różni ludzie i
rozmawiali z Wiktorem, a on machał ręką do przyjaciół [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl