[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sto przed Szwejkiem.
Posłusznie melduję, panie lejtnant odpowiedział Szwejk za wszyst-
kich że się przypatrujemy.
A czemu wy się tu przypatrujecie? wrzasnął podporucznik Dub.
Posłusznie melduję, panie lejtnant, że patrzymy z nasypu na dół.
A kto wam na to pozwolił?
Posłusznie melduję, panie lejtnant, że takie jest życzenie naszego pana obe-
rsta Schlagera z Brucka. Gdy odjeżdżaliśmy na front, a on się z nami żegnał,
118
to w przemówieniu swoim wezwał nas, żebyśmy się wszystkiemu dobrze przy-
patrywali, gdy będziemy przejeżdżali przez opuszczone pobojowiska, żebyśmy
wiedzieli, jak to się tam wojowało, i żebyśmy się z tego uczyli. Więc my teraz pa-
trzymy, panie lejtnant, na ten rów i widzimy, ile to różnych rzeczy musi porzucić
uciekający żołnierz. My tu widzimy, panie lejtnant, jakie to głupie, gdy żołnierz
zabiera z sobą różne niepotrzebne rzeczy i dzwiga nad siły. Zmęczy się takim
dzwiganiem, gdy wlecze tyle tobołów, i potem nie może lekko wojować.
Podporucznikowi Dubowi błysnęła nagle iskierka nadziei, że nareszcie zdoła
może pociągnąć Szwejka przed sąd polowy za propagandę antymilitarną, więc
zapytał go prosto z mostu:
Więc wy sądzicie, że żołnierz powinien porzucać ładownice, które tu leżą,
albo i bagnety, które tam widzimy?
O, bynajmniej, o nie, posłusznie melduję, panie lejtnant odpowiedział
Szwejk uśmiechając się przyjemnie. Raczy pan lejtnant spojrzeć tutaj w rów
na ten porzucony nocnik blaszany.
Istotnie, pod nasypem wyzywająco leżał nocnik z poobtłukiwaną emalią, zżar-
ty rdzą, a dokoła niego pełno było jakichś potłuczonych garów, które to naczy-
nia, nie nadające się już do użytku domowego, układał tu zawiadowca stacji jako
ewentualny materiał do dyskusji archeologicznych przyszłych stuleci. Po odkry-
ciu tych garnków archeologowie zgłupieją, a w szkole dzieci uczyć się będą o epo-
ce nocników emaliowanych.
Podporucznik Dub zapatrzył się na ten przedmiot, ale nie zdołał stwierdzić nic
ponad to, że jest to istotnie jeden z tych inwalidów, których młodość upłynęła pod
łóżkiem.
Spostrzeżenie Szwejka wywarło na wszystkich ogromne wrażenie, więc gdy
podporucznik Dub milczał, głos zabrał znowu Szwejk:
Posłusznie melduję, panie lejtnant, że z takim samym nocnikiem był kie-
dyś ładny szpas w Podiebradach. Opowiadano sobie o tym u nas na Vinohra-
dach, w gospodzie. W owym czasie zaczęto wydawać w Podiebradach-Zdroju
taką sobie gazecinę Niezawisłość , a głową jej był podiebradzki aptekarz, zaś
redaktorem zrobili niejakiego Władysława Hajka z Domażlic. A ten pan aptekarz
był to sobie taki dziwak, że zbierał stare garnki i inne takie drobiazgi, aż sobie
uzbierał całe muzeum. Otóż pewnego razu ten domażlicki Hajek zaprosił do wód
podiebradzkich jakiegoś kolegę, który także pisywał do gazet, i obaj wstawili się
porządnie, bo się już z tydzień nie widzieli, no i gość obiecał gospodarzowi re-
daktorowi, że za tą fetę napisze mu felietion do jego niezawisłej gazetki, niby do
Niezawisłości , od której jednak sam był zależny. Więc napisał ten jego kolega
taki felieton o jakimś zbieraczu, który znalazł w piasku na brzegu Aaby stary bla-
szany nocnik i myślał, że to przyłbica świętego Wacława, i narobił tyle hałasu, że
na miejsce zjechał aż biskup Brynych z Hradca z procesją i z chorągwiami. Ten
119
aptekarz wziął to wszystko do serca, że to niby przytyk do niego, więc i on, i ten
pan Hajek zaczęli się boczyć na siebie.
Podporucznik Dub byłby najchętniej strącił Szwejka na łeb z nasypu, ale się
opanował i tylko wrzasnął na wszystkich:
Mówię wam, żebyście się tu nie gapili. Wy mnie wszyscy jeszcze nie zna-
cie, ale poznacie wy mnie jeszcze. . .
A wy zostaniecie tutaj! wrzasnął na Szwejka głosem srogim, gdy ten
razem z innymi chciał się oddalić.
Stali tak naprzeciw siebie i podporucznik Dub zaczął się zastanawiać, co by
tak powiedzieć straszliwego. Uprzedził go Szwejk:
Posłusznie melduję, panie lejtnant, że byłoby dobrze, gdyby ta ładna po-
goda trwała dalej. Za dnia nie bywa zbyt gorąco, a noce są także dość przyjemne,
tak, że pogoda do wojowania jest w sam raz. Podporucznik Dub wyjął rewolwer
i zapytał:
Znasz to?
Posłusznie melduję, panie lejtnant, znam to. Pan oberlejtnant Lukasz ma
taki sam.
Więc sobie, ty łobuzie, zapamiętaj powiedział podporucznik chowając
rewolwer że mogłoby cię spotkać coś bardzo nieprzyjemnego, gdybyś w dal-
szym ciągu uprawiał tę swoją propagandę.
Podporucznik Dub oddalił się zadowolony i myślał w duchu: Teraz powie-
działem mu jak się należy: propagandę, tak jest, propagandę.
Przed wejściem do wagonu Szwejk przechadzał się jeszcze przez chwilę
i mruczał pod nosem:
Jak takiego nazwać?
Myślał długo i intensywnie, aż wreszcie wyłoniła się z tego myślenia nazwa
najodpowiedniejsza: wicepierdoła .
W słowniku wojskowym słowo pierdoła było od dawna używane z wielką
miłością, osobliwie gdy chodziło o pułkowników lub starych kapitanów i majo-
rów, a było stopniem wyższym ulubionego epitetu: pieski dziadyga . Bez tego
przymiotnika słowo dziadyga było raczej uprzejmością w stosunku do starego
pułkownika czy majora, który dużo ryczał, ale pomimo to żołnierzy swoich lubił
i stawał w ich obronie wobec innych pułków, osobliwie zaś gdy chodziło o obce
patrole, które wyławiały jego żołnierzy z różnych spelunek, gdy ci żołnierze nie
mieli zezwolenia na pozostawanie na mieście po capstrzyku. Dziadyga trosz-
czył się o swoich żołnierzy, jedzenie musieli dostawać jak się patrzy, ale miewał
także swoje dziwactwa. Czepiał się tego czy owego i dlatego nazywano go dzia-
dygą.
Ale gdy dziadyga niepotrzebnie szykanował żołnierzy i szarże kombinując na
przykład ćwiczenia nocne i podobne rzeczy, to mówiono o nim pieski dziadyga .
120
Z pieskiego dziadygi awansowano zwolenników idiotycznych szykan i głu-
pich zaczepek na pierdołów. To słowo znaczyło bardzo wiele i trzeba podkreślić,
że między pierdołą cywilem a pierdołą wojskowym jest różnica ogromna.
Pierdoła cywilny to także jakiś pan przełożony w urzędzie, plaga niższych
urzędników i woznych. Jest to filister-biurokrata, który potrafi zrobić piekło o to,
że jakiś papierek nie jest należycie osuszony bibułą itd. Jest to w ogóle idiotyczna
i bydlęca postać w ludzkim społeczeństwie, ponieważ taki cymbał udaje uoso-
bienie roztropności, jest przekonany, że na wszystkim się zna, że wszystko umie
wytłumaczyć, i wszystkim czuje się dotknięty.
Kto służył w wojsku, temu nie potrzeba mówić, jaka istnieje różnica między
pierdołą-cywilem a pierdołą w uniformie. W wojsku słowo to oznaczało dziady-
gę pieskiego , naprawdę pieskiego , który wszystkiego się czepiał, o wszystko
zrzędził, ale cofał się przed najmniejszymi przeszkodami; żołnierzy nie lubił i nie-
potrzebnie ich szykanował, bo o pozyskaniu ich szacunku czy zaufania, którym
mógł się jeszcze poszczycić dziadyga , w tym wypadku nie mogło być w ogóle
mowy.
W niektórych garnizonach, jak na przykład w Trydencie, zamiast pierdoła
mówiło się nasza stara dupa . W każdym z tych wypadków chodziło o osobę
starszą, więc gdy Szwejk nazwał podporucznika Duba wicepierdołą , to dosko-
nale wyraził istotę rzeczy, ustalając, że zarówno co do wieku, jak i co do stanowi-
ska całego pierdoły brak podporucznikowi Dubowi 50 procent.
Wracając do swego wagonu Szwejk myślał o tych rzeczach i zgoła niespo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]