[ Pobierz całość w formacie PDF ]
puszcza się krew z nosa... Ostatnio złapało mnie na dachu. Musiałem odpocząć kilka minut na
okapie, zanim zdołałem to jakoś zatamować. Szybka wspinaczka, wzburzenie i tak dalej.
- No, a pies...? - mruknął Palmu z niedowierzaniem.
- Pies stanowił najbardziej nieprzyjemny haczyk w całej tej sprawie. Ze względu na
niego właśnie na cienkie rękawiczki założyłem jeszcze grube skórzane łapawice. Mimo że z
jakiegoś niewyjaśnionego powodu Baron traktował mnie uprzejmiej niż innych gości, w
kieszeni miałem dla niego przygotowany smaczny plasterek mięsa z farszem z cyjankali...
- Proszę mi zaraz oddać to cyjankali - wtrącił szybko Palmu, wyciągając dłoń. - Dość
już było w tej sprawie prób samobójczych.
Kuurna uśmiechnął się lekko.
- Już dawno temu spłynęło do kanalizy w toalecie klubowej Helsinek - odpowiedział. -
Ale może pan sobie wyobrazić, jak się przestraszyłem, kiedy pies rzucił się na mnie w
ciemności zupełnie bezgłośnie. Nie warknął, nie szczeknął nawet, tylko przywarował pod
drzwiami balkonu, gdy mnie usłyszał. Biedny Baron był już chyba stary i żywił wielką
nadzieję, że choć raz będzie mógł ugryzć bezkarnie i z całej siły. Był to dla mnie taki szok, że
złapałem go po omacku i ścisnąłem. Dopiero wtedy dwa razy szczeknął, a po chwili coś
chrupnęło i& Uch, to była najstraszniejsza, najobrzydliwsza rzecz w całej tej sprawie. Nigdy
sobie tego nie wybaczę!
- Odniósł pan psa na poduszkę, odkręcił kurek gazowy i wziął pieniądze, ale
zaciekawił pana list, który pani Skrof napisała do kaznodziei Mustapaa. Co w nim było?
- Obiecała dać mu pieniądze na bilet powrotny do Ameryki, jeżeli odejdzie z własnej
woli, bez skandalu. List popłynął do kanalizy razem z cyjankali.
- A buty na gumowej podeszwie? - indagował cicho Palmu.
- Tu się zdarzyła pierwsza mała katastrofa. Do diabła, nie mogłem przecież
przewidzieć, że Kallemu akurat wtedy przyjdzie do głowy zgubić tenisówki! Oczywiście nie
tak to miało być. Ale chłopak był cały w nerwach z powodu Salmii i ciotki. No i posiał gdzieś
tę torbę do tenisa i zapomniał gdzie, jak sam powiedział. Prędzej czy pózniej na pewno się
znajdzie. Ja oczywiście kupiłem sobie buty specjalnie na tę okazję, a potem, w drodze
powrotnej do klubu, wrzuciłem je do kanału na Morskiej. Wyrzuciłem też łapawice, bo
najpewniej zostało na nich trochę sierści psa. A tamta zapałka to był, rzecz jasna, godny
pożałowania błąd. Wyrzuciłem ją zupełnie machinalnie po zatkaniu dziurki watą. Ale prawdę
mówiąc, nie opuszczało mnie przekonanie, że i tak śmierć starej Skrofowej zostanie uznana
za nieszczęśliwy wypadek. Jest pan dużo bystrzejszy, aniżeli z początku sądziłem, panie
komisarzu.
- A zatem w hotelu Helsinki udawał pan zamroczenie alkoholem - stwierdził Palmu. -
Poszedł pan do alkowy za kotarę rzekomo się położyć, po czym wyślizgnął się na korytarz,
wsiadł do samochodu Lankelli, zrobił swoje, wrócił i udał, że wychodzi z toalety. A wyszedł
pan z hotelu od razu, gdy spostrzegł, że Lankella wymknął się na rozmowę z Iiri Salmią, aby i
on nie wiedział o pańskiej nieobecności. Ale skąd, do diaska, wiedział pan, jak otworzyć tę
kratę na Marynarskiej?
- Tu popełnił pan błąd, panie komisarzu - zauważył Kuurna niemal psotnie. -
Mianowicie gdyby pan dokładniej zbadał sprawę, szybko by się pan dowiedział, że baron
Kurstróm mieszkał w tamtej kamienicy przez jeden semestr na pierwszym roku studiów.
Właściciele nie mają tam w zwyczaju dawać lokatorom klucza od bramy. Mówią im po prostu
na ucho o pewnej osobliwości zamka w kracie.
Na chwilę zapadła cisza. W końcu uznałem, że także muszę zabrać głos.
- Kwestie kto i jak zostały zatem wyjaśnione - odezwałem się kwaśno. - Ale
dlaczego? Tego naprawdę nie mogę pojąć.
- Po to też tu przyszliśmy, aby o to zapytać - przyznał łagodnie Palmu. - Ale na pewno
pojmujesz, że pan Kuurna... hm... jest zakochany w pannie Skrof.
Kurt Kuurna odwrócił się do nas plecami i chwilę kontemplował padające z okien
światło .
- Przecież dałem panom wskazówkę - powiedział niedbale. - Tak, dla zabawy. I to
dwukrotnie. Chyba nie uważacie mnie za idiotę, który przy każdej możliwej okazji bredzi o
przewagach swoich praszczurów. W czasie wojny trzydziestoletniej protoplasta mojego rodu
rzeczywiście oddał konia królowi...
- Ejże - przerwałem mu rozpaczliwie. - Przecież to już stara historia. %7łe też chce się
panu po raz kolejny to samo wałkować!
- Lankella to mój król - stwierdził Kuurna bez ogródek. - Uwielbiam go od lat, odkąd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]